Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, w kolorowej krainie zwanej Barwinkowym Gajem, rozciągającej się aż po same tęczowe pagórki i kryształowe strumyki, mieszkała drobna, radosna wróżka o fiołkowych skrzydłach — Lili.
na rysunku: Kojot
Kiedy fruwała nad łąkami, słońce połyskiwało na jej sukience z utkanej mgły porannej, a w powietrzu zostawały świetliste smużki, niczym farby malarza na płótnie.
Lili najchętniej spędzała czas wśród swoich ukochanych przyjaciół: rozmownej świnki Róży o różowym pyszczku i loczku na ogonku, sprytnego kojota Kuby, co znał więcej tajnych przejść niż krętych gałęzi w całym lesie, dostojnego słonia Tadeusza, którego opowieści mogły wypełnić cały ocean, oraz żółwia Stefana – najmądrzejszego mieszkańca Gaju, bo każde jego powolne spojrzenie kryło w sobie lata wędrówek i mądrości.
Pewnego poranka, gdy rosa jeszcze lśniła na liściach paproci, Lili przemierzała pachnący igliwiem las.
na rysunku: Żółw
Przystanęła przy strumieniu, gdy usłyszała ciche pochlipywanie. Pod mchem kryła się Róża – świnka cała drżała, a jej oczka lśniły łzami niczym krople rosy. Zgubiła swoją rodzinę podczas leśnego spaceru, a szeleszczące paprocie i ciemne zarośla wcale nie pomagały w odnalezieniu drogi.
na rysunku: Czarownik
Lili delikatnie otarła łzy z pyszczka Róży i zabrała ją w swoje skrzydlate objęcia. – Nie martw się, znajdziemy Twoją rodzinę, słodka Różo! – szepnęła wróżka z ciepłym uśmiechem.
Razem ruszyły w głąb lasu, gdzie na rozstaju leśnych ścieżek spotkały Kubę, kojota o lśniącym futerku i bystrych oczach.
na rysunku: Świnia
Kuba, usłyszawszy o zgubie Róży, rozłożył mapę z narysowanymi przez siebie sekretami lasu i z zapałem wskazał najbezpieczniejsze przejścia. Ich leśna wędrówka zamieniła się w prawdziwą przygodę — przeprawiali się przez wijące się jak wstążki strumyki, ukradkiem mijali gniazda szeleszczących jeży i podsłuchiwali śpiew zatroskanych ptaków, którzy także pomagali w poszukiwaniach.
W tym czasie, w ciemnej, zawieszonej wśród chmur wieży mieszkał Boruta — zły czarnoksiężnik.
na rysunku: Pustynia
Upiornie długie palce Boruty malowały na niebie czarne chmury, a on sam wymyślał coraz bardziej przebiegłe plany, by podbić Barwinkowy Gaj. Słysząc o dzielnych przyjaciołach, którzy razem potrafili pokonać każdą przeszkodę, Boruta z zazdrości aż zgrzytał zębami. Pewnej nocy stworzył złudzenie — iluzję rozległej, niekończącej się pustyni przyciągającą śmiałków prosto w pułapkę.
na rysunku: Las
Lili, Róża i Kuba, prowadzeni przez złudne światła i kuszące, śpiewające piaski, śmiało wkroczyli na pustynię. Dawno zapomniane ślady prowadziły coraz głębiej w rozgrzane piaski, gdzie powietrze drgało od gorąca. Tam, pośród pożółkłych traw piaskowych, napotkali sędziwego słonia Tadeusza.
na rysunku: Słoń
Pamiętał on jeszcze stare historie o pustynnych mirażach i przestrzegł ich przed groźbą Boruty. Wielkie uszy Tadeusza drgały, gdy opowiadał o dawnych czasach, kiedy magia czarnoksiężnika próbowała już zawładnąć leśną krainą.
Z nadzieją i nową odwagą, przyjaciele ruszyli dalej, aż wśród wydm spotkali żółwia Stefana . Stefan, z gracją godną najstarszych mędrców, wyjaśnił, że do wygrania tej walki nie wystarczy siła, lecz trzeba mądrości, wspólnego serca i wiary w przyjaźń. Powoli i mozolnie, pod jego okiem, uczyli się sztuki słuchania siebie nawzajem i wspólnego pokonywania przeszkód.
Z czasem pustynia ustąpiła miejsca zarośniętym wzgórzom, a oni ujrzeli mroczny zamek Boruty – okute czarnym żelazem mury sięgały nieba, a na szczycie wieży skrzeczały kruki . Boruta już na nich czekał w swojej wielkiej sali, krążąc wokół czarnego kotła z magicznym eliksirem. Wusztarskie kotły bulgotały od nikczemnych zaklęć, a z sufitu zwisały pajęczyny cięższe od najciemniejszych snów.
Lili wraz z przyjaciółmi nie ulękli się . Kuba przechytrzył pułapki, Róża wsunęła się niezauważona pod ciężkie drzwi, Tadeusz swoją siłą otworzył dębowe wrota, a Stefan wskazał ukryte przejście prowadzące wprost do serca zamku. Gdy stanęli naprzeciw Boruty, czarownik wykrzyknął groźne zaklęcie, ale Lili rozłożyła swoje lśniące skrzydła i powstał świetlisty promień chroniący przyjaciół przed mroczną magią. Zwierzęta chwyciły się za łapki, tworząc krąg przyjaźni, tak silny, że nawet najczarniejsze zaklęcie Boruty nie mogło go przeniknąć .
Wtedy Lili, korzystając z magicznego pyłu, zamieniła butelki z eliksirem Boruty na bańki mydlane, które zaczęły unosić się wokół, rozśmieszając nawet wypłoszone kruki. Czarnoksiężnik, widząc swoją klęskę, zniknął jak dym podczas letniego ogniska – już nigdy miał nie powrócić.
Wszyscy mieszkańcy krainy świętowali zwycięstwo – z nieba posypały się płatki kwiatów, a w powietrzu rozbrzmiewały pieśni wdzięczności . Róża w końcu odnalazła swoją rodzinę – mama świnka z rodzeństwem przytulili ją, śmiejąc się i płacząc z radości. Lili, Kuba, Tadeusz i Stefan świętowali ze wszystkimi, wiedząc, że ich przyjaźń zamieniła się w coś wyjątkowego: nierozerwalną więź, zdolną pokonać wszelkie zło.
Od tego czasu Barwinkowy Gaj rozkwitał jeszcze piękniej – magiczne kwiaty śpiewały rankiem, a po nocy migotały świetliki . Wieczorami Lili razem z Kubą, Różą, Tadeuszem i Stefanem siadała przy ognisku nad brzegiem strumienia. Ogrzewali łapki w blasku żaru i opowiadali sobie historie o dawnych czasach, śmiejąc się do łez. Wiedzieli, że czujność i wierna przyjaźń są najważniejszymi skarbami tej krainy .
A kiedy przychodziła ciemna noc i niebo rozświetlały gwiazdy, przyjaciele zasypiali pod baldachimem liści, każdy zanurzony w marzeniach o przyszłych przygodach. Tak oto dzięki ich odwadze, mądrości i miłości, Barwinkowy Gaj pozostał miejscem bezpiecznym, radosnym i pełnym kolorów.
A jeśli kiedyś przybędziesz do tych lasów, być może spotkasz kiedyś wróżkę Lili i jej dzielnych przyjaciół ... Wystarczy tylko zamknąć oczy i uwierzyć w moc prawdziwej przyjaźni ...