Dawno, dawno temu, wśród migotliwych jezior, kwiecistych polan i tęczowych motyli, rozciągała się niezwykła kraina Lililandia.
na rysunku: Czarownik
Tam powietrze pachniało leśnymi malinami, a każdy zakamarek był pełen magii oraz tajemnic. Najbardziej radosną istotą tej cudownej krainy była wróżka o imieniu Lili. Lili miała długie, srebrzyste włosy, a na ramionach lekko opadały jej skrzydełka błyszczące jaśniejącymi drobinkami brokatu.
na rysunku: Żółw
Gdziekolwiek się pojawiła, niosła nadzieję i uśmiech — szczególnie ukochanym przez nią mieszkańcom lasu: zwierzętom o dobrych sercach i przenikliwym rozumie.
Pewnego ranka, kiedy poranne mgły tańczyły jeszcze między pniami starych dębów, Lili spacerowała boso po ciepłym mchu, śpiewając ptakom i opowiadając im bajki. Wtem, spomiędzy paproci, dobiegło ją cichutkie chlipanie.
na rysunku: Świnia
Wysunęła się mała, różowa świnka o oczkach jak dwa małe węgle. Miała na imię Róża i właśnie teraz po jej pyszczku toczyły się łzy wielkie jak krople rosy.
— Witaj, kochana, dlaczego płaczesz w tak piękny dzień? — zapytała Lili, klękając obok świnki, by spojrzeć jej prosto w oczy.
na rysunku: Pustynia
— Zgubiłam rodzinę — wyszeptała Róża. — Byłam taka ciekawa świata, a teraz nie wiem, jak do nich wrócić.
Lili wyciągnęła czarodziejską różdżkę i delikatnie dotknęła nią ziemi.
na rysunku: Słoń
— Nie martw się, Różyczko. Razem ich znajdziemy!
Złapały się za ręce i tak, śmiejąc się, ruszyły przed siebie leśną ścieżką, śmigając między kępami rozkwitłych konwalii.
Wkrótce na drodze stanął im szczupły, szary kojot o imieniu Kuba.
na rysunku: Kojot
Jego sprytny nos wyczuwał każdego grzyba, a ostre jak igły uszy podsłuchiwały rozmowy strumieni.
— Słyszałem o waszej trwodze — mruknął poważnie. — Ale znam ścieżki, o których wie tylko wiatr.
na rysunku: Las
I rzeczywiście, Kuba poprowadził Lili i Różę wokół gęstych jeżyn, przez most zrobiony z powalonych konarów i pod czujnym okiem sowy aż za polanę pełną dzikich fiołków. Jednak im dalej wędrowali, tym bardziej powietrze wydawało się cięższe, a słońce chowało się za chmurami.
Bo w samym sercu Lililandii, wśród wzgórz porośniętych czarnym wrzosem, mieszkał czarnoksiężnik Boruta . Był wysoki, odziany w płaszcz utkany z cieni, o oczach błyszczących niczym bryłki lodu. Chciał mieć całą magiczną krainę na własność. Zwierzęta i wróżki miały dla niego służyć – a ich radość zamierzał zamienić w posępny spokój .
Boruta szeptem swego zaklęcia splótł złudzenie, które nałożyło mgłę iluzji na drogę Lili i jej przyjaciół. W jednej chwili las zniknął, a wokół nich rozciągała się bezkresna, czerwona pustynia – powietrze aż drżało od żaru, a piasek skrzypiał pod stopami. Ziemia była tu inna, mieniąca się szmaragdowymi i karmazynowymi ziarnami . Na horyzoncie majaczyły ostańce przypominające olbrzymie zwierzęta zaklęte w kamień.
Przyjaciele byli nieco przerażeni, ale Lili nie dała się zmylić. Nadciągnął wtedy do nich krok majestatyczny, a łagodne oczy spojrzały z wysokości: był to słoń Tadeusz, którego uszy szeleściły jak ogromne wachlarze .
— Witajcie, podróżnicy. O tej pustyni krążą legendy — powiedział mądrze. — Ale uważajcie, Boruta strzeże tu więcej niż tylko pustych piasków . Są miejsca, gdzie można zgubić nie tylko drogę, ale i nadzieję.
Lili podziękowała Tadeuszowi i poprosiła go o pomoc. Tadeusz ruszył z nimi, trzęsąc ziemią przy każdym kroku . Na granicy pustyni spotkali żółwia Stefana, który miał na grzbiecie muszlę pokrytą rysunkami krótkich bajek i opowieści sprzed wieków. Niechętnie, lecz z uśmiechem, dołączył do drużyny.
Zgrana piątka – Lili, Róża, Kuba, Tadeusz i Stefan – przemierzała bezdroża, zmagając się z iluzjami Boruty: czarnymi kaktusami szepczącymi fałszywe historie, oazami, które po chwilach zanikały, z pustynnego piasku wyskakiwały też małe, szklane jaszczurki przepowiadające złą pogodę . Przyjaciele trzymali się razem, wspierani magią i opowieściami Stefana, który rozśmieszał ich, nawet gdy się bali.
W końcu, pojawiła się przed nimi ogromna, czarna budowla — zamek Boruty. Wyglądał jak góra powstała z cieni, a w oknach żarzyły się złowrogie światła . Zamek pełen był pułapek: podłoga pokryta była ruchomym piaskiem, naktórym żółwik Stefan kładł ślady swoje długie, a słoń Tadeusz rozganiał magiczne mgły trąbą. Kuba demaskował fałszywe drzwi prowadzące donikąd, a Lili łatała przyjaciołom nadzieję i odwagę drobnymi iskrzącymi kropelkami ze swojej różdżki.
Na samym końcu najciemniejszego korytarza spotkali Borutę . Stał pośrodku okręgu z run, a wokół niego krążyły czarne kruki i błyskały płomienie. Jego głos brzmiał jak burza: „Nikt nie powstrzyma mojej magii!”
Wtedy Lili podniosła różdżkę, Róża zaryczała tak głośno, jak tylko mała świnka potrafi, Kuba stworzył sidła ze splątanych pnączy, Tadeusz zasłonił wszystkich swoim cielskiem, a Stefan napisał magicznymi znakami krąg ochronny. Razem, jednością serc i magii, rozbili zaklęcie Boruty niczym kolorowy witraż pod naporem promieni słońca . Mroczna magia pękła, Boruta rozpłynął się w obłoku fioletowego dymu, a światło wróciło do zamku i krainy.
Zwycięzcy wrócili do leśnych polan, a tam, pędząc przez trawy, witała ich rodzina Róży – cała gromadka małych świnek, kwicząca z radości. Zwierzęta i wróżki świętowały zwycięstwo przez całą noc . Nad głowami przyjaciół rozjaśniały się gwiazdy, powietrze wypełniły światełka świetlików, a Róża tuliła się z uśmiechem do swojej mamy.
Lili, Róża, Kuba, Tadeusz i Stefan zostali bohaterami całej krainy i przysięgli sobie zawsze wspierać się nawzajem. Co noc rozpalali ognisko na polanie, gdzie snuli opowieści o przebytych przygodach, śmiali się, śpiewali i planowali nowe podróże . I chociaż Boruta na zawsze zniknął, czuwali nad bezpieczeństwem Lililandii, wiedząc, że prawdziwą siłą jest ich niezłomna przyjaźń, wspólna odwaga i mądrość każdego z nich.
A kiedy zasypiali, śniły im się kolejne niezwykłe przygody, których żadna ciemność już nie mogła im odebrać.
Koniec .