Dawno, dawno temu, gdy świat był jeszcze młody, a granice pomiędzy lasem, tundrą i szumiącym morzem rozmywały się w magicznej mgle, żyła czarownica o wielkim sercu – pani Wanda.
na rysunku: Małpa
Miała długie, srebrne włosy, życzliwe, orzechowe oczy i pelerynę splataną z nitek porannej rosy. Wraz z pierwszym promieniem słońca przemierzała zielone polany, odwiedzała chaty rozrzucone po lesie i nigdy nie opuszczała nikogo w potrzebie. Jej dom stał na pagórku otoczonym fiołkami i wrzosem; ukryty wśród brzóz, był miejscem, gdzie zawsze pachniało szarlotką i świeżą herbatą z dzikiej róży.
na rysunku: Krab
Ale na obrzeżach tej pięknej, pogodnej krainy czaiła się cień – Warlock, czarodziej z chmurą czerni zamiast serca. Patrzył na Wandę z dalekich wzgórz i ściskał palce w pięści, samotniutki w swojej mrocznej jaskini, która skrywała najgłębsze sekrety i nieznane nikomu przejścia. Warlock nie rozumiał, jak to możliwe, że zamiast budzić grozę jak on, Wanda wywoływała śmiech i wdzięczność.
na rysunku: Tropikalna rybka
Zaczęła więc kiełkować w nim zazdrość, która rosła, aż postanowił raz na zawsze przekreślić jasność w sercach mieszkańców tej magicznej krainy.
Pewnego ranka, gdy mgła jeszcze nie podniosła się znad bagien, Wanda maszerowała przez rozległą, kwitnącą tundrę. Nagle pod jej stopami poruszyło się coś maleńkiego.
na rysunku: Kangur
Był to Karol – krab o skorupie mieniącej się kolorami tęczy. Jego oczka świeciły smutkiem, a z drżących szczypiec wypłynęła łza, połyskująca jak perełka.
„Och, pani Wando! Moja magiczna muszla zginęła! Bez niej nie mogę rozmawiać z przyjaciółmi spod wody i tymi, którzy skaczą po lądzie.
na rysunku: Czarnoksiężnik
Czuje się taki samotny…”, wyszlochał Karol. Równie ciepłe jak zawsze serce Wandy natychmiast poczuło jego ból. Przykucnęła obok małego kraba.
na rysunku: Jaskinia
„Nie martw się, Karolu, już ja pomogę!” – szepnęła, głaszcząc go po pancerzu. Ukryte do tej pory promienie słońca rozświetliły zielony mech pod ich stopami, jakby cały świat nagle zatrzymał oddech i nasłuchiwał ich planów.
Razem wyruszyli w dal, przez tundrę pełną kępek niewielkich kwiatów, przez bursztynowe wydmy i szeleszczące lasy.
na rysunku: Tundra
Po drodze natknęli się wśród powyginanych drzew na Szymona, szympansa z zamszową czapką na głowie. Szymon siedział na konarze i czytał grubą księgę legend tej krainy, a wśród opowieści miał też świeży ślad o Warlocku.
„Słyszałem, że znów knuje… Ostatnio widziano go w pobliżu Starej Jaskini Wichrów . Podobno zbiera magiczne przedmioty i więzi je w lodowym skarbcu” – podsumował Szymon, drapiąc się po brodzie.
Do grupy dołączyła też Kangurka Kasia, która kochała skakać przez chaszcze, górskie strumienie i wietrzne przesmyki. Każdego dnia rankiem trenowała swoje długie skoki, a potem pomagała nosić listy najszybszym ptakom . Swoimi silnymi, sprężystymi łapami mogła w mgnieniu oka przeskoczyć nawet przez zagajnik pełen kolczastych róż!
I tak wyruszyli razem. Wanda uczyła ich słuchać przyrody i zauważać ślady, a Kasia podbijała serca mieszkańców napotkanych w drodze, rozsiewając radość i nadzieję. Pokonali rwące rzeki o lśniących kamieniach, błyszczących niczym łzy elfów, przeprawili się przez szumiące trawy, których czubki szeptały starodawne pieśni, a pewnego wieczoru schronili się przed burzą w norce pod korzeniem starej wierzby, ogrzewając się ciepłem herbacianego naparu, którym poczęstowała ich Wanda .
Wreszcie dotarli do jaskini Warlocka; jej wejście porastały dzikie osty, a wokół krążyły cienie nietoperzy śpiewających cichutko pod nosem. Gdy tylko zacisnęli palce na sercu i weszli do środka, powietrze przeszył chłód, a po ścianach biegały tajemnicze smugi świateł. Jaskinia była pełna dziwnych, migoczących symboli, których nikt nigdy wcześniej nie widział . Każdy krok odbijał się echem, jakby sama grota pytała: „Kto tu przyszedł?”
W głębi rozległej komnaty stanął przed nimi Warlock, opatulony płaszczem utkanym z cienistego pyłu. Jego oczy błyszczały, a usta wykrzywiły się w złowieszczym uśmiechu.
„Czego tu szukacie, śmieszni bohaterowie?” – zagrzmiał . „Ta muszla jest teraz moja!”.
Ale Wanda nie przestraszyła się. Uniosła kij czarownicy, a jej głos zabrzmiał spokojnie, lecz stanowczo: „Dobro zawsze wraca, Warlocku . I nie zostawimy Karola bez przyjaciół!”
Warlock zamierzał już rzucić klątwę, lecz Wanda z wdziękiem odbiła czar magicznym lustereczkiem, którym zwykle łapała najpiękniejsze promienie słońca. Klątwa odbiła się od zwierciadła, zawinęła w powietrzu i dotknęła Warlocka, otaczając go leciutką, śmieszną chmurką, która podkasała mu płaszcz i zostawiła go kłopotliwie gilgotającego własne stopy. Przestraszony i pozbawiony swej groźnej maski, Warlock uciekł przez sekretny tunel; obiecał nie dręczyć już mieszkańców, a w zamian Wanda podarowała mu mały wianek z leśnych fiołków, który miał mu przypominać o sile dobroci .
Przyjaciele odzyskali nie tylko muszlę Karola, lecz także mnóstwo innych magicznych przedmiotów: pierścień śpiewających ptaków, świeczkę spełniającą potrzeby nocnych wędrowców, a nawet zagubione okulary miejscowej wróżki. Triumfalnie wrócili do wioski, gdzie czekali na nich wszyscy: od żab z trzcinowych stawów po sowy z najstarszych dębów. Karol znów gawędził ze swoimi braćmi pod falami i z łasicami na skraju lasu, Szymon opowiadał o ich przygodach dzieciom, a Kasia nauczyła każdego, jak z odwagą przeskakiwać życiowe przeszkody .
Wanda wieczorami zasiadała przy piecu, opowiadając magiczne historie przy świetle świecy i kubku parującej herbaty. Czasem patrzyła w dal, a w jej oczach błyszczał blask nowych przygód. Bo wiedziała, że dobro i przyjaźń są jak ognik w ciemnościach – wystarczy jedno życzliwe serce, by rozpalić je na powrót . W krainie zapanował spokój i uśmiech.
A kiedy wieczorne cienie tańczyły po ścianach, a słońce zachodziło leniwie za lasem, cała kraina cichutko szepnęła: „Dobranoc, maluchy. Niech śnią wam się piękne sny i nowe wyprawy .”
I pamiętaj, kochanie, że nawet jeśli pojawi się cień, zawsze znajdzie się jasność, która go rozświetli.