Dawno, dawno temu, za siedmioma krainami, gdzie kończył się pachnący kwiatami las, szeroka tundra oblewała się światłem zorzy polarnej, a lazurowe morze leniwie pieściło złote plaże, żyła niezwykła czarownica o imieniu Wanda.
na rysunku: Małpa
Nie miała ona haczykowatego nosa, ani nie mieszkała w chatce na kurzej łapce – wręcz przeciwnie! Jej dom utkany był z promieni słońca, a ściany oplatały dzikie róże i powojniki, które rozkwitały nawet w zimowe wieczory.
Wanda była znana w całej krainie jako Dobroczynna. Jej serce było tak wielkie, że mogłoby pomieścić całą tęczową polanę pełną marzycieli, a uśmiech rozpraszał wszelkie chmury smutku.
na rysunku: Czarnoksiężnik
Nigdy nie przechodziła obojętnie obok potrzebujących – leczyła chore ptaki śpiewając im magiczne kołysanki, ratowała zagubione szczenięta i znajdowała zagubione zabawki najmłodszych mieszkańców. Pomoc Wandy doceniali wszyscy: od najmniejszego leminga po ogromnego, łagodnego niedźwiedzia.
Lecz na skraju tej bajkowej krainy, wśród zakurzonych, omszałych głazów, gdzie nie dochodziło światło ani śpiew skowronków, mieszkał zły czarodziej Warlock.
na rysunku: Tundra
Miał długie, czarne szaty i kapelusz z szerokimi skrzydłami nietoperza. Nikt nie wiedział, co skrywało jego serce – może pająki, a może zgubione ziarenka nadziei. Warlock zazdrościł Wandzie, bo nikt nie uśmiechał się do niego na targu, a dzieci omijały go szerokim łukiem.
na rysunku: Krab
Pewnej księżycowej nocy, gdy wiatr szumiał złowieszczo, Warlock podjął decyzję: zniszczy dobroć Wandy i przejmie całą krainę! Zakradł się do najgłębszej jaskini na końcu świata – tam, gdzie czas płynął inaczej – by knuć swe niecne plany.
Niedługo potem, w jasny, pachnący mchem poranek, Wanda przechadzała się po tundrze, dokładnie tam, gdzie porastały ostatnie dzwonki lodowe i gdzie zorza malowała niebo w różowo-zielone pasy. Tam właśnie natknęła się na małego kraba o imieniu Karol.
na rysunku: Tropikalna rybka
Karol wyglądał na bardzo przygnębionego, spuszczał wzrok, a jego delikatne szczypce trzęsły się ze smutku.
„Co się stało, kochany Karolu?” – zapytała Wanda, pochylając się doń z czułością.
Karol wyszeptał: „Moja magiczna muszla.
na rysunku: Kangur
.. zniknęła! Dzięki niej rozumiem mowę wszystkich stworzeń ziemi i morza, a teraz czuję się taki samotny.
na rysunku: Jaskinia
..”
Nie wahała się ani chwili! Złapała Karola delikatnie za szczypce i razem wyruszyli na poszukiwania . Droga wiodła ich przez rozległe pola tajemniczych roślin, gdzie promień światła igrał na pajęczynach, a ptaki śpiewały od świtu po zmierzch. Po drodze napotkali Szymona – szympansa w muszce i meloniku, znawcę wszelakich opowieści, który mawiał, że zebrał ich tysiąc w swoim notatniku z liści. Szymon zainteresował się sprawą magicznej muszli i opowiedział im prawdziwą historię: „To Warlock ukradł twoją muszlę, Karolu! Szykuje wielkie czary!”
Zdeterminowani, ruszyli przed siebie . Lecz bezruch tundry mógłby znużyć niejednego wędrowca – więc, jakby na zawołanie, zza krzaka wybiegła kangurzyca Kasia. Skacząc wysoko ponad mchu i wyjącymi wilkami, zaproponowała pomoc. Była mistrzynią pokonywania przeszkód i dostrzegania ścieżek, których nikt dotąd nie znalazł .
Drużyna rosła w siłę. Wspólnie przekroczyli burzowe rzeki, przeszli przez cień pradawnych drzew, gdzie wiatr szeptał magiczne wiersze, i stawiali czoła zagadkom nadgryzionych przez czas run. Po drodze pomagali spotkanym stworzeniom – wyciągali łapę do małej sowy, która zaplątała się w pajęczynie, przynosili zaginioną piłkę małej lisiczce, dzielili się uśmiechem i dobrym słowem .
W końcu, po wielu przygodach, stanęli pod wejściem do jaskini Warlocka. Była ciemna jak dno studni i chłodna jak poranek na półwyspie. Wanda zapaliła różdżkę, która jaśniała ciepłą poświatą . Ściany jaskini pokryte były pradawnymi symbolami – tu syreny pojaśniały raz jeszcze, tam smoki przetaczały się przez mrok.
W komnacie pośrodku jaskini czekał Warlock. Otaczał go wir czarnej magii, a w rękach ściskał nie tylko muszlę Karola, lecz także dziesiątki innych skarbów – sękaty kij leśnika, srebrny dzwonek miotełki śnieżnej, piórko feniksa i szkatułkę pełną dziecięcych listów . Warlock wyprostował się dumnie i wykrzyknął:
„Nigdy nie oddam skarbów z własnej woli! Na moją zgubę czaruję!”
Z jego rąk poszybowała fala ciemnej magii. Jednak Wanda, szybciej niż błyskawica, zakręciła swoją różdżką i odbiła klątwę – ta po spiralnym locie trafiła Warlocka, zamieniając go w wielką, puchatą ćmę! Skonsternowany czarodziej wyfrunął przez szczelinę w sklepieniu jaskini i już nigdy nie powrócił.
Przyjaciele pozbierali porwane przedmioty i wrócili do wioski, gdzie powitał ich tłum szczęśliwych mieszkańców . Każdy przedmiot wrócił do swojego właściciela, a muszla Karola znów lśniła w promieniach zachodzącego słońca.
Od tego czasu Karol prowadził pogadanki z delfinami i ślimakami, Szymon opowiadał nowe legendy przy ognisku, a Kasia organizowała wyścigi dla maluchów przez leśne łąki. Wanda wiedziała, że jej misja trwa dalej, bo w tej krainie nigdy nie zabraknie przygód i istot, którym można pomóc .
A wieczorem, gdy wiatr kołysał zasłonki w domu czarownicy, a księżyc zaglądał przez irysową szybę, Wanda zasypiała, marząc o nowych przygodach. Bo przecież każdy bohater zasługuje na chwilę snu, by obudzić się gotowym na następny, niezwykły dzień. Dobranoc, skarbie! Niech śnią Ci się najpiękniejsze przygody!