Dawno, dawno temu — tak dawno, że na świecie nie było jeszcze zegarów, a słońce raz świeciło dłużej, raz krócej jak chciało — istniała kraina niewyobrażalnych cudów, przetykana mieniącymi się jeziorami, wonnymi łąkami i lasami, w których śpiew ptaków niósł się aż pod chmury.
na rysunku: Koza
Krainą tą rządził Król Leopold — monarcha o mądrym spojrzeniu i łagodnym sercu, który rozumiał mowę ludzi i zwierząt równie dobrze, co szelest liści w ogrodzie.
Leopold władał od północnych brzegów Wielkiego Jeziora, gdzie lśniła wieczna zorza, aż po Oazę Nadziei na południu, pełną kwitnących lotosów i magicznych źródeł leczących smutek. Lecz pokój w jego królestwie był jak delikatna mgiełka — piękny, ale nietrwały.
na rysunku: Oaza
Pewnego dnia bowiem cienie zaczęły sunąć od rubieży, kryjąc się wśród skrzydlatych nocnych motyli i drżących trzcin.
Wieść przyniósł stary kruk Herakliusz, którego skrzydła pamiętały niejedną burzę:
— Wasza Wysokość, Mordek, zły nekromanta, przebudził się z wieków ciszy! Zbudował mroczne zamczysko, gdzie tka sieci zaklęć i planuje ożywić zastępy nieumarłych..
na rysunku: Delfin
.
Król kiwnął głową, zatroskany, lecz odważny.
— Nie pozwolę, by mrok zapanował — rzekł stanowczo.
na rysunku: Wół
— Lecz by zwyciężyć zło, sam nie wystarczę. Potrzebuję sojuszników!
Jako że Leopold kochał każde stworzenie z osobna, ruszył w podróż, która miała zmienić losy świata. Najpierw udał się do Oazy Nadziei.
na rysunku: Tropikalna rybka
Tam, pośród soczystych traw i świergotu ptaków, spotkał Kasię, kozę jasną jak świt i tak zwiną, że potrafiła jednym susem skakać przez całe strumienie. Kasia miała błyskotliwe oczy i serce pełne odwagi.
— Kasieńko, czy pomożesz mi walczyć z nekromantą? — spytał król, pochylając się do jej wysokości.
na rysunku: Nekromanta
— Zawsze marzyłam o przygodach — zabeeczała Kasia z figlarnym uśmiechem. — Wskakuję w to, wasza Wysokość!
Wspólnie ruszyli dalej, aż dotarli do brzegów Wielkiego Jeziora. Tam u stóp pokrytej rosą wyspy odpoczywał Wojtek, wół o rogach jak gałęzie dębu i grzbiecie niczym opancerzona wyspa.
na rysunku: Jezioro
Wojtek był silny, ale także niezwykle łagodny; lubił śpiewać niskim głosem pieśni o gwiazdach.
— Wojtku, dołącz do nas! — poprosił Leopold. — Czeka nas wielka próba .
— Razem raźniej, przyjaciele. Uniosę ciężar, jaki przyniesie los! — odparł wół, łagodnie kiwając głową.
Wędrując wzdłuż lśniących brzegów, dotarli do Błękitnego Jeziora, które wiło się niczym błękitna wstążka . W jego nurcie pluskała Daria, najzwinniejsza z delfinów, a jej srebrne ciało lśniło w słońcu. Obok niej pojawił się Ryszard — niezwykle barwny, malutki rybi arystokrata, z łuskami opalizującymi we wszystkich kolorach tęczy. Ryszard był też mówcą, który znał mowę wszystkich zwierząt i potrafił przekonać nawet nieprzyjazne istoty .
— Dario, Ryszardzie, dołączcie do naszej drużyny — poprosił król.
— Co za niezwykła misja! — zawołała Daria, podskakując nad wodą. — Płynę z wami, nawet pod prąd!
— I ja też, skoro trzeba przemówić niejednemu stworzeniu — zaćwierkał Ryszard, pęczniejąc z dumy .
Wkrótce drużyna była gotowa — zwierzęta ruszyły przez lasy, zarośla pełne śpiewających świerszczy, przez łąki, gdzie setki motyli szeptały dobre rady. Po drodze spotykali elfy, które obdarowały ich magiczną kurzą łapkę na szczęście, oraz leśne duszki, które prowadziły ich najkrótszymi ścieżkami.
Wreszcie, pewnej deszczowej nocy, drużyna dotarła pod mroczny zamek Mordeka . Zamek stał na urwisku, otoczony martwymi drzewami, z oknami przypominającymi ślepia wyleniałego kota. Przez mgłę przemykały ciche cienie — armia nieumarłych, co raz po raz powstawała z ziemi.
Nadszedł czas działania . Kasia, wykorzystując swoją zwinność, przemknęła po zwalonych belkach, skacząc nad pułapkami, by rozproszyć czujność nieumarłych. Wojtek przewracał ogromne głazy i pnie drzew, blokując pochód złowrogiej armii. Daria, szybując przez fosę zamku, dostała się do wnętrza przez ledwie widoczne okno, po czym otworzyła bramę od środka . Ryszard porozumiał się z nietoperzami strażniczymi, prosząc je, by pomogły wyłączyć magiczne alarmy.
Wreszcie stanęli w wielkiej, mrocznej sali tronowej, gdzie Mordek — wysoki, szary jak cień, w powłóczystych szatach, z oczami jak dwa węgle — czekał na nich, śmiejąc się szyderczo:
— Myślicie, że można pokonać śmierć? Za późno — już wstaną moi wojownicy!
Rozpętała się niezwykła bitwa. Leopold, choć król, dziś był także wojownikiem: walczył dzielnie, odbijając magiczne pociski swoją błyszczącą tarczą . Kasia jednym podrzutem wyprowadziła wilka pod bramę, łamiąc jego zaklęcie, a Wojtek przewrócił kolumnę, by rozdzielić armię nieumarłych. Daria i Ryszard z pomocą nietoperzy i wodnych stworzeń wrzucili nekromantę w wir magicznej fali, przez co ten utracił skupienie.
Wtedy Ryszard przemówił głosem, którego nawet Mordek nie był w stanie przeciszyć:
— Śmierć należy do natury, a wy kradniecie naturze życie! Odejdziesz stąd raz na zawsze!
Mordek, przeszyty światłem przyjaźni i odwagi drużyny, stracił moc . Armia nieumarłych rozpadła się jak dmuchawce na wietrze, a zamek pękł w posadach, wracając w końcu do ziemi, z której powstał.
Król Leopold, Kasia, Wojtek, Daria i Ryszard stali na wzgórzu, oglądając, jak ciemność cofa się od ich królestwa, a na niebie pojawia się tęcza, mimo że jeszcze przed chwilą padał deszcz. Ludzie i zwierzęta przyjęli ich z okrzykami radości i wdzięczności .
Od tego dnia świat wiedział już, że przyjaźń, odwaga i różnorodność mogą pokonać największe zło. Król, jego zwierzęta i wszyscy mieszkańcy krainy żyli w pokoju, dobroci, a opowieści o ich przygodzie stały się bajką, którą do dziś opowiadają babcie swoim wnuczkom — kiedy w oknach migocze już tylko wieczorna gwiazda.
A ty śnij o tych magicznych krajobrazach — o Oazie Nadziei, tańczących kołach delfinów, szeleszczących liściach i odwadze, którą każdy mieć może — bo każda mała przygoda może zmienić świat . Dobranoc, kochanie!