Dawno, dawno temu, za siedmioma wzgórzami i trzema srebrzystymi rzekami, istniała kraina, którą zwano Barwinkowym Lasem.
na rysunku: Jeleń
Było to miejsce, gdzie drzewa rozmawiały ze sobą cichutko podczas wietrznych wieczorów, a strumienie śpiewały wesołe melodie, gdy promienie słońca igrały na ich tafli. W tej magicznej krainie mieszkał czarodziej, który od lat opiekował się wszystkim, co żyło i rosło w Barwinkowym Lesie. Na imię miał Władca Magii, lecz zwierzęta nazywały go po prostu Dziadkiem Władkiem, bo jego srebrzysta broda lśniła w blasku księżyca, a serce miał ciepłe niczym pierzynka w najchłodniejszą noc.
na rysunku: Koza
Dziadek Władek za przyjaciół miał najbardziej niezwykłe stworzenia: szczupłą i zwiną Sarnę o kasztanowych oczach, rozgadaną Kozę, która zawsze była gotowa ruszyć komuś z pomocą, sprytnego Lisa, który znał wszystkie ścieżki i zakamarki lasu, oraz Tropikalną Rybkę – wyjątkową, bo sprowadzoną z dalekiej wyspy przez ptaki podczas burzliwego sztormu. Ich przyjaźń była nie do podważenia i wszyscy w krainie wiedzieli, że gdy tylko pojawi się kłopot, Władca Magii oraz jego drużyna udzielą wsparcia każdemu potrzebującemu.
Pewnego skąpanego słońcem popołudnia, kiedy błękit nieba rozgrzewał się do cna, Dziadek Władek spacerował po pachnącej kwiatami łące, aż usłyszał rozpaczliwy płacz dobiegający znad malowniczej, wartkiej rzeki.
na rysunku: Rzeka
Gdy pochylił się nad lustrem wody, dostrzegł Sarnę. Jej delikatne nogi drżały, a oczy miała pełne łez.
– Co się stało, Sarno kochana? – zapytał łagodnym głosem.
na rysunku: Cyklop
– Moja mała Córeczka wpadła do rzeki! Nie umiem jej uratować… Władco Magii, błagam, pomóż mi! – zawodziła Sarna, jej głos wibrował z rozpaczy.
Władca Magii skinął głową, zamknął oczy i wymówił starożytne zaklęcie. Nagle jego dłonie rozświetliło błękitne światło, które przeniknęło przez wodę, ukazując Sarniętko płynące z nurtem, już bardzo daleko.
na rysunku: Tropikalna rybka
Dziadek Władek wymówił kolejne, potężniejsze zaklęcie, a historia rzeki odwróciła się na chwilę – woda zaczęła płynąć pod prąd, delikatnie niosąc malucha z powrotem na brzeg. Sarna w jednej chwili przytuliła córeczkę, a w trawie rozległy się westchnienia ulgi i radosne okrzyki wszystkich zwierząt, które zebrały się, by pokibicować ratunkowej akcji.
Kilka dni później nastała mglista, tajemnicza noc, podczas której wszystkie cienie wydawały się dłuższe niż zwykle.
na rysunku: Bagno
Lis, ciekawski i trochę zbyt pewny siebie, podążał nową ścieżką przez bagna. Nagle… zatrzasnęły się sidła, a jego ogon utknął w metalowym uścisku.
– Ratunku! – zawołał, a echo zaniosło jego głos aż na drugi brzeg stawu.
na rysunku: Lis
Dziadek Władek szybko dotarł na miejsce, wypowiedział miękkie słowa i cieniutkie korzonki rozplątały sidła, uwalniając Lisa. Zwierzak padł mu w ramiona, dziękując łzami radości za ocalenie.
Jednak podczas gdy cała kraina cieszyła się pokojem, w zacienionych pieczarach gór mieszkał On – Zły Cyklop . Potwór był ogromny niczym wieża, miał jedno wielkie, zielone oko na samym środku czoła i palce, które wyglądały jak zwinięte korzenie starego dębu. Zły Cyklop nie znał przyjaźni. Zazdrościł Władcy Magii radości wśród zwierząt i szacunku, jakim cieszył się czarodziej .
– Dlaczego oni wolą to zgrzybiałe, srebrnowłose stworzenie, a nie mnie? – cedził Cyklop złością przesyconym głosem.
Pewnego dnia nad stawem, gdzie Koza nauczała Tropikalną Rybkę sztuki skakania przez liście lilii, Zły Cyklop wyłonił się z cienia, aż ziemia zadrżała pod jego stopami. Jego głos grzmiał niczym burza:
– Co tu robicie na moim terytorium?
Koza i Tropikalna Rybka zamarły ze strachu, ale Cyklop błysnął złem w oku i przedziwnym ruchem dłoni rzucił klątwę: Koza w sekundę zamieniła się w zimny, marmurowy kamień, a Tropikalna Rybka przemieniła się w maleńki zielony liść, kołyszący się na powierzchni wody .
Gdy wieść o tragedii rozniosła się po Barwinkowym Lesie, Sarna i Lis popędzili do Dziadka Władka. Roztrzęsieni opowiedzieli mu o złośliwości Cyklopa.
– Musicie pomóc mi uwolnić naszych przyjaciół, a ja stawię czoła Cyklopowi! – ogłosił czarodziej . Ich przygotowania trwały całą noc – Sarna zebrała księżycowe krople rosy, Lis wyniosł z nor kryształowe jagody, a Dziadek Władek zmieszał te składniki w magicznym kotle.
Rankiem ruszyli na poszukiwania Cyklopa. Dotarli do jego groty: ponurej i zimnej, gdzie na ścianach świeciły fosforyzujące mchy, a z sufitu zwisały długie, mokre stalaktyty . Cyklop spał, chrapiąc tak głośno, że ptaki uciekły z pobliskich drzew. Władca Magii wypowiedział szeptem zaklęcie, które sprawiło, iż jedno oko potwora zamknęło się na moment.
– Szybko, teraz! – wyszeptał . Sarna i Lis użyli mikstury: Sarna pokropiła nią marmurową Kozę, która od razu ożyła, a Lis pocierał liść rybki, która zaraz zamachała ogonkiem.
Właśnie wtedy Cyklop przebudził się, rycząc ze złości. Ale zwierzęta, dobrze już zgrane drużyną, stanęły dzielnie przy Dziadku Władku .
Władca Magii wydobył z kieszeni błyszczący, turkusowy kamień i wypowiedział zaklęcie: – Niech pycha opadnie i gniew się umniejszy, ty, o Cyklopie, zła już nie pomocniczy!
Sekundę później Cyklop zaczął maleć, zwijać się i kurczyć, aż zamienił się w maleńką mrówkę – groźny tylko wobec okruszka chleba. Sarna zdmuchnęła go z liścia do wartkiej rzeki, Lis usypał na nim miniaturową górkę z piachu, a Koza i Tropikalna Rybka wzniosły na brzegu maleńką chatkę z kamyczków i liści, by miał się gdzie schować przed deszczem.
Władca Magii pogłaskał wszystkie zwierzęta po głowie:
– Razem zawsze pokonamy nawet najstraszniejsze potwory!
Od tej pory Barwinkowy Las rozbrzmiewał śmiechem i pieśnią . Zwierzęta i czarodziej żyli długo, szczęśliwie, otuleni szeleszczącym listowiem i ciepłym światłem magicznych wieczorów. A Zły Cyklop? Jeszcze czasem podglądał życie w krainie z maleńkiego domku, ale nauczył się, że dobroć i przyjaźń zawsze zwyciężają – nawet wtedy, gdy wydają się kruchutkie jak liść rzucony na wodę.