Dawno, dawno temu, w krainie utkanej z mgieł porannych, promieni księżyca i śpiewu ptaków, pośród lasów pachnących igliwiem i kwiatami, mieszkał niezwykły czarodziej – mistrz Leopold.
na rysunku: Renifer
Był niski, krępy i zawsze otulony granatowym płaszczem, którego rękawy szeleściły jak liście na wietrze. Z jego srebrnej brody strzepywały się co rano drobinki rosy, a oczy, błękitne jak górskie jeziora, lśniły czułością do wszelkiego życia.
Każdego dnia Leopold przesiadywał w starym, zakurzonym fotelu pod dachem własnej chatki, popijając ziołową herbatę i przeglądając księgi pełne zagadkowych zaklęć.
na rysunku: Góra
Otoczony świstem ptasich skrzydeł i szelestem lasu, nigdy nie czuł się samotny – do jego drzwi często pukały leśne zwierzęta po radę czy ciepłe słowo.
Pewnego dnia, gdy słońce ledwie przebijało się przez gęstwinę liści, Leopold wyruszył na spacer. W kryjówce przy źródełku dostrzegł cztery smutne zwierzęta.
na rysunku: Krab
Były to: krab z jednym mniejszym szczypcem, żyrafa, której szyja uginała się od ciężaru zmartwienia, młody renifer w kraciastym szaliku oraz malutka tropikalna rybka zamknięta w magicznej bańce wody unoszącej się tuż nad trawą. Ich oczy były pełne łez i rozpaczy.
– Ach, drogi czarodzieju – zaszlochała żyrafa – nasza łąka została zalana, a domy zniszczone przez straszliwego Trolla.
na rysunku: Troll
Ukrył się gdzieś w Górach Dymnych, niosąc ze sobą niepokój!
Leopold z troską splecioną w palcach podszedł bliżej, delikatnie otulił zwierzęta swym płaszczem i obiecał pomoc. Tak, rozpoczęła się niezwykła wyprawa. Czarodziej i czwórka przyjaciół wyruszyli w świat, podążając krętymi ścieżkami, wśród cieni, błysków świetlików i szeptów wiatru.
na rysunku: Statek
Najpierw dotarli do starożytnego portu u stóp gór, gdzie wśród rybiego zapachu i krzyku mew, stał olbrzymi, żelazny statek. Jego burty były pokryte runami, żagle łopotały niczym skrzydła smoka. Statek należał do Trolla.
na rysunku: Żyrafa
Budował go, by wypłynąć na inne krainy i szukać nowych miejsc dla swego zniszczenia.
Zachodzące słońce nadawało statkowi upiornego blasku, a z jego pokładu dobiegały głosiste śmiechy trolla i odgłosy kujących młotów goblinów pomagających w załadunku.
Przyjaciele ukryli się za stosem skrzyń – każdy z nich wniósł do zadania swoją siłę:
– Krab, chociaż miał jeden mniejszy szczypiec, był niezwykle dzielny i zręczny.
na rysunku: Tropikalna rybka
Ostrzył swe szczypce o muszle i przygotowywał się do prób sił z linami statku.
– Żyrafa, wysoko wychyliwszy szyję, obserwowała ruchy przeciwników z ukrycia, podpowiadając innym jak się ukryć.
– Reniferek, cały czas trzymał poroże gotowe, aby przesuwać skrzynie czy strącać przeszkody .
– Rybka, zanurzywszy się w bezpiecznej magicznej bańce wody, przeczuwała burze i ostrzegała przed zagrożeniem, szepcząc magiczne proroctwa.
Cała piątka opracowała plan pod osłoną nocy. Gdy księżyc schował się za chmurą, Leopold wyczarował mgłę tak gęstą, że cały port zniknął z oczu stróżów Trolla . Przyjaciele wspięli się na pokład, a tam rozpoczęli sprytną akcję:
– Krab przecinał liny i unieruchamiał ster statku.
– Żyrafa opuszczała żagle tak cicho, że nikt nie zauważył zbliżającej się awarii.
– Renifer poruszał beczki, blokując nimi wyjścia z kajut .
– Rybka, wsłuchana w głosy morza, podpowiadała gdzie ukryły się pułapki.
Nagle Troll, potężny i hałaśliwy olbrzym, zerwał się z koi. Był oburzony, widząc zamieszanie na pokładzie . Wyglądał groźnie – jego skóra miała kolor zielonego mchu, a oczy błyszczały złowrogo niczym dwa rubiny. Zarzucał grubymi łańcuchami, próbując schwycić przyjaciół.
Wtedy Leopold wyrecytował starodawny czar: ciszę przełamał głęboki dźwięk dzwonka, a z rąk czarodzieja popłynęła mglista fala światła . Troll znieruchomiał, powoli zapomniał o swej złości, a serce jego zmiękło niby świeże masło w słoneczny dzień. Łzy po policzkach trolla popłynęły wolno, unosząc z sobą ciężar dawnych krzywd i smutków.
– Czułem się samotny ... dlatego niszczyłem, co dobre – zaszlochał . Przyjaciele wysłuchali go, a Leopold położył ciepłą dłoń na jego ramieniu:
– Nawet największe serce może zmienić się na lepsze, gdy ktoś podaruje mu szansę.
Od tej pory Troll stał się pomocnikiem zwierząt i razem z czarodziejem pomógł odbudować spustoszone domy. Uczył się naprawiać, sadzić drzewa, budować małe, solidne mostki i czyścić strugi . Dzięki współpracy wszyscy mieszkańcy krainy – małe i duże stworzenia, ludzie, a nawet magiczne istoty, żyły w harmonii.
Co wieczór Leopold przyjaźnie gawędził pod rozgwieżdżonym niebem z krabem, żyrafą, reniferem, rybką i. .. już nie tak złym Trollem. Tam, gdzie kiedyś rozbrzmiewały łzy, dziś niósł się śmiech i opowieści . Kraina pokochała wszystkie swoje stworzenia, a czułość, dobroć i odwaga przetrwały w sercach na wieki.
Bo, moja kochana wnuczko, prawdziwa magia tkwi w przyjaźni i współpracy – dzięki niej nawet najciemniejsze dni potrafią rozbłysnąć tysiącem cudownych kolorów.