Dawno, dawno temu, w krainie, gdzie poranne mgły tańczyły pośród tęczowych jezior, a kwiatuszki na łąkach rozmawiały ze słońcem, mieszkał sobie elf o imieniu Emil.
na rysunku: Złota rybka
Emil był maleńki, ledwie sięgał kolan dorosłych elfów, ale serce miał wielkie jak połowa lasu! Jego dom ukryty był pod korzennym dachem starego dębu, gdzie po nocach śpiewały świerszcze i pachniał miód.
Emil nie był sam. Miał przyjaciół bez których nie wyobrażał sobie świata: konia Błyskawicę – o grzywie tak srebrzystej, że odbijała światło księżyca, jeża Kolczastego, co niczego się nie bał i nosił ślady wielu przygód na swoich kolcach, borsuka Mądralę, znawcę starożytnych run i zagadek, oraz złotą rybkę imieniem Lśnienie, która potrafiła szeptać pradawne zaklęcia do ucha wiatru.
na rysunku: Ogr
Pewnego dnia, pod wieczór, kiedy las śpiewał kołysankę ptakom wracającym do gniazd, do Emila dotarła plotka o tajemniczej, zapomnianej wyspie pośrodku Wielkiego Jeziora Srebrzystego. Szeptano, że wśród zarośniętych ruin starożytnego miasta rezyduje okrutny ogr zwany Burczysmokiem, który raz po raz wysyłał swoich dzikich kruków, by porywały skarby i psociły mieszkańcom wszystkich okolicznych krain. Mieszkańcy bali się tej wyspy jak ognia, a w ciemności nikt nie ważył się nawet o niej głośno mówić.
na rysunku: Wyspa
Ale przecież elfie serce nie zna strachu! Emil spojrzał na swoich przyjaciół i już wiedział – muszą wyruszyć na wyspę, by uwolnić ją spod władzy ogra i odkryć tajemnice starożytnego miasta.
Nazajutrz, o świcie, kiedy wierzby nad jeziorem jeszcze spały z głowami w wodzie, przyjaciele wypłynęli z małej, ukrytej zatoki. Statek był niewielki, ale solidny, pomalowany w zielone i złote liście, a ster trzymał sam Emil, podczas gdy Lśnienie śpiewała cichutką pieśń do wiatru, który nadawał im prędkości.
na rysunku: Jeż
Błyskawica chrapała cicho na pokładzie, Kolczasty wciskał się w powrozy kotwicy, a Mądrala studiował mapę z tajemnymi znakami.
Gdy podpłynęli do wyspy, mgła rozstąpiła się jak zasłona, ukazując rozpadające się mury, omszałe wieże i kolumny porośnięte bluszczem. Nad wszystkim wisiała tajemnica i zapomnienie, ale unosił się też słaby aromat dawnych świątecznych uczt, szczęśliwych dni i wieczornych opowieści.
na rysunku: Koń
Z drżącym sercem, ostrożnie postawili łapki, kopytka i stópki na lądzie.
Mknęli przez popękane chodniki, odnajdując porcelanowe figurki w fontannach, rzeźby skrzydlatych smoków i roztrzaskane instrumenty, które jeszcze cicho szumiały melodię pod palcami wiatru. Emil był oczarowany – przed nim świat historii i zagadek, które czekały na odkrycie.
na rysunku: Borsuk
Ale wtedy rozległ się ponury, długi ryk Burczysmoka. Zgasiło się słońce, a nad ruinami przeciągnął cień. Ogr, wielki niczym dąb i brzydki jak stara drapana dynia, wyszedł ze swojej ponurej jaskini.
na rysunku: Ruiny
Jego futro było poplamione błotem, a oczy błyszczały żółtym ogniem. Trzymał w łapsku złotą koronę, którą lubił się chwalić.
Przyjaciele naradzali się przy starej studni . – Musimy pokonać Burczysmoka, inaczej nie uwolnimy wyspy – szepnął Mądrala.
Plan był odważny, ale wymagał współpracy. Błyskawica, najszybszy koń w tej części świata, miał wywabić ogra z jaskini . Kolczasty przywdział błotny kamuflaż i potoczył się niewidocznie za ogrem. W tym czasie Mądrala i Lśnienie zaczęli kopać błotnistą pułapkę ukrytą pod mchem, a Emil wspiął się na roztrzaskaną kolumną, obserwując każdy ruch nieprzyjaciela.
Hałas kopyt odbił się echem po ruinach . Burczysmok wygramolił się z jaskini, warcząc gniewnie: – Kto mi przeszkadza w drzemce?!
Wtedy Kolczasty, szybko jak błyskawica (ale nie tak szybki jak Błyskawica!), przetoczył mu się pod nogami. Ogr z wściekłością zaczął go gonić, lecz za każdym razem, gdy tylko się schylił, poczuł, jak kolce Kolczastego kłują go niespodziewanie w tłuste łydki. Ogr wściekły, nie zauważył nawet, że stoi prosto nad świeżo wykopaną jamą . Emil zawołał: – Teraz!
Pośrodku zamieszania Lśnienie, złota rybka, zamruczała pradawne zaklęcie i pułapka wypełniła się wodą z pobliskiego źródła. Emil zaś zrzucił na ziemię połyskujący magiczny kamień – rodowy skarb miasta. Ogr, chciwy i łasy na błyskotki, rzucił się ku niemu, ale nagle zarył głową w powietrze i runął w dół, prosto do pułapki . Woda plusnęła wysoko, a Mądrala już rozsypywał dookoła czary, dzięki którym ogr nie mógł się wydostać, a Lśnienie zamieniła go w… żółtą żabę!
Cała wyspa rozbrzmiała okrzykami radości, bo więźniowie ogra – duszki ruin, ptaki, kwiatowe wróżki i nawet wiewiórki – odzyskali wolność. Ze wszystkich zakątków wyspy przybywali mieszkańcy, by dziękować Emilkowi i jego niezwykłym przyjaciołom.
Wieczorem, pod purpurowym niebem, odbyła się wielka uczta: stoły uginały się pod śliwkowym ciastem, leśnymi truflami i migdałami w miodzie . Śpiewano pieśni, tańczono do rana, a pośród tego wszystkiego Emil, choć zmęczony, promieniał szczęściem.
Wyspa Ruin rozkwitła na nowo, miasto zaczęło się odbudowywać, a każdy z mieszkańców szeptał do podróżnych legendę o małym elfie i jego przyjaciołach, którzy przynieśli światło i pokój tam, gdzie przez długie lata królował cień.
A Emil? On i jego towarzysze wsiedli znowu na swój mały statek, gotowi przeżywać nowe, jeszcze bardziej niezwykłe przygody – bo świat przecież potrzebuje odważnych serc!
Tak kończy się opowieść, wnuczko moja, ale w sercu każdego, kto słucha jej uważnie, z pewnością zakwitnie szczypta elfiej magii ...