Dawno, dawno temu, hen za górami, w rozległej krainie pełnej szmaragdowych lasów, pachnących łąk i szemrzących strumieni żył rycerz o niezwykłym sercu.
na rysunku: Kaczki
Kazimierz, bo tak mu było na imię, znany był z odwagi większej nawet niż królów, lecz jeszcze bardziej z poczucia humoru – do tego stopnia, że nawet wielkie, ponure sowy ze starej puszczy chichotały, słysząc jego dowcipy.
Kazimierz mieszkał na krawędzi urwistego klifu w starej, troszkę zrujnowanej wieży. To nie była zwykła wieża – obrosła dzikim winem, miała okna jak oczy mrugające do słońca i dach, który szumił, gdy wiatr grał na nim swoje melodie.
na rysunku: Koala
W tej niezwykłej wieży nie był sam! Mieszkała z nim cała plejada niesamowitych przyjaciół: nieco roztrzepana, ale przeurocza koala o imieniu Kasia, stado rozważnych kaczek ze srebrzystymi piórami, gromadka bystrych kurczaków oraz nieprzewidywalna wydra Wanda, znana z wygłupów i pomysłów, jakich nie miał nikt inny w tej okolicy.
Lecz pewnej burzowej nocy, gdy grzmoty łomotały o klif, nad krainą zawisło niebezpieczeństwo. Z głębin morskich wód powstał potwór morski – smok o łuskach błyszczących jak mokre kamienie, z ogonem plączącym się w morskiej pianie.
na rysunku: Klif
Potwór ten wychodził nocą, by szarpać sieci rybaków, straszyć dzieci i przewracać łodzie. Mieszkańcy byli przerażeni, a opowieści o nim rosły z każdym dniem.
Kazimierz, słysząc płacz dzieci i szeptane prośby o ratunek, poczuł, że nie spocznie, póki nie znajdzie rozwiązania.
na rysunku: Foka
Zwołał naradę przy kuchennym stole obłożonym kubkami, herbatą z kwiatów lipy i ciasteczkami z miodem. Kasia przysiadła bokiem, ściskając mały bębenek – rodzinny skarb, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Kaczki ustawiały się w rządku, uważnie słuchając, a kurczaki krążyły, szukając okruszków po stole.
na rysunku: Ruiny
Wanda już knuła plan, kąpiąc się w beczce wody na środku izby.
Kasia zdradziła wtedy tajemnicę klifu – potwór zawsze wyłaniał się spod fal, gdy słychać było rytm tajemniczych bębnów. To była cenna wskazówka!
Nazajutrz, gdy mgły spływały z morza i poranny róż barwił niebo, cała drużyna ruszyła na klif.
na rysunku: Kurczak
Rozciągał się on wysoko nad spiętrzonymi falami, porośnięty dzikim tymiankiem i fioletowymi wrzosami, które poruszał wiatr. Tam, u szczytu ruiny starego zamczyska, Kasia zaczęła wygrywać na bębenku skoczny rytm – echo dudniło po skałach, niosąc dźwięk aż do serca fal.
Nagle, z morskiej czeluści, wynurzył się potwór! Jego ślepia błyszczały jak kryształy zimnej wody, a oddech niósł się ciężką mgłą.
na rysunku: Potwór Morski
Wzburzone morze uniosło go wysoko, tuż pod sam klif, gdzie już czekał Kazimierz. Koala biła w bęben raz za razem, a potwór skręcał się niczym wir, zupełnie tracąc nad sobą panowanie – muzyka miała nad nim tajemniczą moc.
Na znak Kazimierza cała ekipa ruszyła do ataku . Kaczki zanurzyły skrzydła w solonych falach i zaczęły pląsać wokół potwora, obsypując go srebrzystymi piórami, aż świecił się jak choinka na zimowym festynie. Kurczaki, choć niewielkie, były szybkie i sprytne – zaczęły migać między jego łapami i ogonem, całkiem go dezorientując.
Wtedy nadeszła kolej Wandy . Wydra z gracją łowczyni przyniosła wielką, błyszczącą sieć – podobno wyplecioną z dawnych opowieści i morskich roślin. Wspólnymi siłami, Kazimierz i jego zwierzęcy kompani zarzucili sieć na potwora, który – omotany zarówno muzyką, jak i skrzętną intrygą – wreszcie się poddał.
Rycerz odważnie stanął naprzeciw zmorze, nie z mieczem jednak, lecz z dobrym sercem:
– Potworze morski, dlaczego straszysz nasze wioski? – spytał, patrząc mu prosto w oczy .
Potwór ze smutkiem opowiedział, że w głębinach jest taki samotny, że tęskni za zabawą i obecnością innych, a dźwięk bębnów przypomina mu dawne czasy, kiedy morskie syreny bawiły się na piaskach. Kazimierz zrozumiał – potwór potrzebuje przyjaciół.
– Obiecaj, że więcej nie zrobisz krzywdy naszym wioskom, a znajdziemy ci miejsce wśród nas! – zaproponował rycerz .
I tak się stało. Potwór obiecał, a wkrótce stał się atrakcją każdego festynu. Przybrał imię Feliks i udzielał się w wiosennych parada, śpiewając bulgotliwe pieśni i nosząc na plecach dzieciaki z wioski .
Na pamiątkę tej niecodziennej przygody mieszkańcy urządzili ucztę przy ogniskach. Stoły uginały się pod owocami lasu, parowały talerze zupa z dzikiego tymianku, a przyjaciele tańczyli do białego rana. Wieczorami, kiedy dzieci zmęczone zabawą kładły się spać, rodzice szeptali im do snu niezwykłą opowieść o dzielnym Kazimierzu i gromadzie niesamowitych zwierząt, które potrafiły pokonać nawet największą morską burzę – nie siłą, lecz sprytem, sercem i muzyką .
I kto wie, moja kochana wnuczko, być może pewnego dnia, gdy zatańczysz na wrzosowisku lub zagrasz wesołą melodię na bębenku, usłyszysz cichy śmiech rycerza i jego przyjaciół rozbrzmiewający wysoko nad falami…