Dawno, dawno temu, za siedmioma górskimi szczytami, rozciągała się kraina, w której cisza była równie gęsta jak wieczorny miód, a magia płynęła swobodnie przez powietrze niczym złote pyłki mniszka lekarskiego na wietrze.
na rysunku: Koza
Krainą tą władał król Leopold – człowiek o sercu większym niż najstarszy dąb w lesie i umyśle bystrym jak nurt rzeki w czasie wiosennej powodzi. Jego zamek lśnił przy blasku księżyca nad brzegiem Wielkiego Jeziora, a pola ciągnęły się aż po Oazę Nadziei, gdzie wśród kwiatów mieszały się wonie tak słodkie, że nawet pszczoły śpiewały z radości.
Król Leopold, choć był wojownikiem, najchętniej słuchał opowieści swoich starszych poddanych i wędrował po wsiach, by poznać sekrety ziemi i jej mieszkańców.
na rysunku: Delfin
Jednak nadszedł czas, gdy sielski spokój królestwa został zagrożony. Wieść o mrocznym nekromancie, Mordeku, zatrzęsła wszystkimi zakamarkami królestwa niczym wiosenna burza. Mordek, odziany w czarne szaty utkane z pajęczyny i cieni, zamieszkał pośród mgieł i smutku w starym zamczysku przy granicy świata, gdzie ciche szepty straszyły nawet sowy.
na rysunku: Nekromanta
Mordek wykopał w ziemi wielki labirynt i zamierzał przyzwać armię nieumarłych, by powalić królestwo na kolana. Król Leopold wiedział, że nie można zwlekać. Ale czy stawić czoła tak potężnej ciemności samemu? Nie, do tego potrzebował drużyny – nie byle jakiej, lecz złożonej z najbardziej niezwykłych istot krainy czarów.
na rysunku: Tropikalna rybka
Najpierw odwiedził Oazę Nadziei, gdzie poranne mgły tańczyły nad srebrzystą trawą, a muzyka świerszczy mieszała się z pluskiem wody. Tam spotkał Kasię – kozę o błyszczących oczach i różkach złotych jak promyki świtu. Kasia była zwinna i mądra jak sto wróbli; potrafiła przeskoczyć najwyższe płoty i nigdy nie spóźniła się na żaden wschód słońca.
na rysunku: Jezioro
Gdy król poprosił ją o pomoc, uniosła brodę dumnie i chrząknęła: "Dla ciebie, królu, i dla królestwa – pójdę nawet na koniec świata!".
Razem wędrowali przez kwieciste łąki, aż dotarli nad Wielkie Jezioro. Tam fale szeptały tajemnice starożytnych i srebrzyły się w świetle słońca jak płatki śniegu.
na rysunku: Wół
Przy brzegu pasł się Wojtek – wół o sile, o jakiej śniło wielu rycerzy. Jego futro skrzyło się jak ciemny bursztyn, a na jego grzbiecie można było przewieźć nawet największy skarb. Wojtek był łagodny, ale kiedy trzeba było – uderzał racicą z mocą gromu.
na rysunku: Oaza
"Twój trud jest moim trudem, królu" – rzekł, i już trójka przyjaciół ruszyła dalej.
Dalej droga prowadziła wśród tajemniczych trzcin i kolorowych lilijek wodnych, aż dotarli do błękitnego jeziora pełnego śmiechu i plusku. Skacząc między falami, pojawiła się Daria – delfinica o oczach głębokich jak morze i skórze gładkiej jak lodowy księżyc . Była szybka, zwinna, a opowieści, które znała, mogłyby wypełnić tysiąc ksiąg. Obok niej pływał Ryszard – egzotyczna rybka, której łuski mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Ryszard posiadał dar: potrafił rozmawiać z każdym stworzeniem – od ślimaka po najstarszego smoka ukrytego w górach .
Daria przecinała fale odważnie: „Królestwo zostało moim domem. Dopóki piasek nie przestanie być złoty, a fale nie będą śpiewały, będę go bronić!”. Ryszard natomiast trzepotał ogonkami: "Ja też popłynę! Kto inny porozumie się z magicznymi stworami Mordeka?" .
Wśród śpiewu ptaków i szumu wiatru, dzielna drużyna dotarła pod ponure mury zamczyska nekromanty. Pod bramą czarne chmury wiły się wokół wież, a z wież spływał cień lodowaty jak zima. Armia nieumarłych już zbierała się za bramą – kości stukały o siebie niczym dzwonki w groźnym marszu . Lecz Kasia, przemykająca między cieniami niczym duch wśród kwiatów, robiła piruety nad czaszkami i łamała szyki wrogów swoim sprytem. Wojtek natomiast naparł całym ciężarem na wielkie głazy, które z hukiem staczały się na armię nieumarłych i blokowały im drogę.
W tym czasie Daria podpłynęła pod samo zamczysko i poprzez wąski strumień dostała się do najgłębszego lochu, wypatrując słabego światła . Ryszard ćwierkał, piszczał i bulgotał, aż nietoperze zleciały się z całego zamku i wyszeptały mu ukryte sekrety. Dzięki nietoperzom otworzono tajną bramę, przez którą cała drużyna wślizgnęła się, by znaleźć się przed obliczem samego Mordeka.
Tam, w najciemniejszej komnacie, naprzeciw siebie stanęli król Leopold – w zbroi połyskującej ogniem odwagi, i Mordek, którego cienie wiły się przy stopach jak węże w wytrwałym tańcu zła . Bitwa rozpętała się z rozmachem! Leopold prowadził swoich przyjaciół mądrze: Kasia odciągała uwagę przeciwników, Wojtek burzył ceglane ściany, by odciąć posiłki, Daria sprytnie blokowała wejścia wodą, a Ryszard nawoływał ukryte w zamczysku dobre duszki, by przyłączyły się do walki. Gdy Mordek wyciągał już ramiona, by rzucić ostatni czar, Leopold celnym ciosem roztrzaskał jego laskę.
Zamek Mordeka zapadł się w ziemię z hukiem i kurzem . Armia nieumarłych rozsypała się w pył, a ciemne chmury rozstąpiły, by dopuścić słońce, jakiego kraina jeszcze nie widziała. Król i jego wierni towarzysze wprowadzili radość do pałacu – świętowano całe siedem dni i siedem nocy.
Królestwo od tej pory żyło już tylko w szczęściu, a wszyscy – od Kasi, przez Wojtka, Darię i Ryszarda – mieli swoje miejsce przy królewskim stole . Opowieść o dzielnej drużynie przekazywano z pokolenia na pokolenie, a każdy wieczór kończył się nie innym życzeniem: by w sercu mieć zawsze odwagę i przyjaciół, z którymi można stanąć nawet oko w oko ze złem.
A teraz, skarbie, zamknij już oczka i śnij, bo kto wie – może dziś spotkasz w snach królewskiego przyjaciela lub odważną Kasię na polanie pełnej gwiazd… Dobranoc, niech magia czuwa nad tobą do świtu.