Dawno, dawno temu, w samym sercu rozległej, mieniącej się tysiącem barw krainy czarów, żył król Leopold, który od dziecka kochał słuchać szeptów wierzb, śpiewu słowików i szumu kryształowych rzek.
na rysunku: Nekromanta
Jego królestwo rozciągało się od błyszczącego jak lustro Wielkiego Jeziora na północy, przez gęste, wonne lasy, aż po słoneczną Oazę Nadziei na południu, gdzie piasek tańczył w podmuchach ciepłego wiatru, a woda w studniach była słodka jak miód. Leopold dbał o pokój wśród ludzi, zwierząt i magicznych stworzeń, a każdy dzień w jego królestwie zaczynał się śmiechem dzieci i mlekiem świeżej porannej rosy.
Jednakże, gdzieś na odległym zachodnim skraju, tuż za Zmutowanym Gajem Cieni, ukryte w mroku rosło zamczysko.
na rysunku: Jezioro
Tam właśnie mieszkał niejaki Mordek — zły, zgorzkniały nekromanta, o oczach zimnych jak lód i dłoniach powyginanych jak korzenie starego dębu. Mordek latami dusił w sobie urazę do świata, aż w końcu powziął straszliwy plan: zamierzał zbudzić zmarłych z pradawnych mogił, stworzyć z nich posłuszną armię i rzucić całe królestwo na kolana. Jego zaklęcia złowrogo wirowały po lesie, który dzień po dniu robił się coraz ciemniejszy.
na rysunku: Oaza
Gdy wieść o tym wietrznym, mglistym rankiem dotarła do królewskiego zamku, Leopold wiedział, że nie może pozwolić, by cień nekromanty dłużej groził jego ludowi. Zebrał najdzielniejszych dworzan, radził się mędrców, aż w końcu rzekł: „Musimy wyruszyć. Ale w tych magicznych czasach nie wystarczy siła miecza.
na rysunku: Koza
Potrzebna jest sprytna, zgrana drużyna!”
Król porzucił więc koronę na rzecz prostej peleryny, wziął miecz i ruszył przez rosisty las do Oazy Nadziei. Tam, pośród figlarnych kóz i błękitnych ptaszków, spotkał swoją pierwszą towarzyszkę — wyjątkową kozę Kasię. Nie była to zwykła kozucha: jej sierść mieniła się odcieniami szarości i złota, a oczy były tak bystre, że nawet najsubtelniejszy ruch w trawie nie umknął jej uwadze.
na rysunku: Delfin
Potrafiła robić salta nad kłodami, nucić kozie melodie i śmiechem rozbawiać całe stado. Ujęta ciepłem Leopolda, Kasia rzuciła mu się na szyję, gotowa do przygody.
Dalej, ścieżka prowadziła przez kwieciste pola i tajemnicze jary do brzegów Wielkiego Jeziora.
na rysunku: Tropikalna rybka
Strumienie szeptały o wole o imieniu Wojtek, który trudził się na farmach, pomagając wszystkim w potrzebie. Wojtek był ogromny, o rogach białych jak śnieg i łagodnych oczach odbijających niebo. Gdy usłyszał o złym Mordeku, tupnął kopytem, aż ziemia zadrżała, i obiecał nieść ciężary drużyny i chronić przyjaciół.
na rysunku: Wół
Ruszając brzegiem jeziora, król i jego nowi towarzysze natknęli się na widowiskowy pokaz — wśród fal skakała delfinka Daria, zwinna, zupełnie srebrzysta, z błękitnym grzebieniem na głowie. Jej śmiech odbijał się echem aż w lesie. Tuż obok niej pływał Ryszard, uśmiechnięta rybka z łuskami w kolorach tęczy i niezwykłym talentem — potrafił porozumieć się z każdym stworzeniem, czy to pies, czy ważka, czy nietoperz .
Kiedy król wyjaśnił sytuację, both Daria and Ryszard przyłączyli się do drużyny. Daria obiecała przetransportować ich przez śliskie głazy, a Ryszard nawiązał kontakt z podwodnymi strażnikami jeziora, prosząc o magiczną broń — połyskliwe muszle chroniące przed urokami nekromanty.
Ruszyli ku zamczysku Mordeka . Po drodze musieli pokonać chaotyczny Las Zgubionych Głosów, gdzie echa zagłuszały najgłośniejsze nawet okrzyki. Kasia skakała przez porzucone pajęczyny, Wojtek torował drogę, Daria wybiegła na brzeg, by przekroczyć rwący nurt, a Ryszard sprawnie tłumaczył język sowich duchów strażniczych, które próbowały ich zawrócić.
Wreszcie, gdy dotarli pod mury zamczyska, mogli zobaczyć dziwaczny widok: wzdłuż ścieżki, jakby na rozkaz, wstały z ziemi cienie dawnych wojowników, skostniałe szkielety z błyszczącymi oczodołami . Mroczna mgła oplatała wszystko grubymi nićmi.
Bitwa była zawzięta: Kasia z gracją unikała szponów, skacząc przez płoty i wkręcając nieumarłych w plątaninę własnych nóg. Wojtek rozbijał wrogie szeregi, rycząc głośno i tratując nieumarłych niczym wichura . Daria wskakiwała między kamienne wieże, zmyliła czarne kruki Mordeka, a Ryszard porozumiał się z nietoperzami zamczyska, które rozproszyły mgłę swymi skrzydłami. Razem wypracowali plan — Daria wspięła się po łuku okna, otwierając bramę, a Ryszard wydął policzki, wydając donośny dźwięk, który obudził pradawnego strażnika zamku — smoka śpiącego pod posadzką!
Król Leopold, korzystając z zamieszania, wszedł do komnaty czarnoksiężnika. Mordek rzucał zaklęciami jak grad, ale Leopold, doświadczony i nieustępliwy, bronił się, wykorzystując nie tylko miecz, ale też mądrość, którą cenił tak samo jak siłę . Kasia odwracała uwagę złych duchów, Wojtek zablokował wejście, Daria i Ryszard pilnowali, by nikt nie przeszkodził królowi w ostatecznej walce.
Wreszcie, Leopold i Mordek stanęli twarzą w twarz. Na groźne pytanie nekromanty: „Dlaczego się nie boisz?”, król odpowiedział spokojnie: „Bo mam przyjaciół, którzy zawsze mi pomogą .” Wtedy jego miecz zabłysnął jasnym światłem, przeciwstawił się czarom, a sam Mordek, oślepiony, zniknął z hukiem, rozpływając się w powietrzu razem z armią nieumarłych.
Kiedy mgła opadła, królestwo oddychało jeszcze pełniej i jaśniej. Słońce wyszło zza chmur, Oaza Nadziei rozświetliła się nowym blaskiem, ptaki zaśpiewały, a nawet najbardziej nieśmiała roślina zakwitła . Król Leopold wrócił do zamku wraz ze swoimi nowymi przyjaciółmi, którzy zostali bohaterami. Ich przyjaźń uczczono ucztą, na której Kasia wykonywała salta, Wojtek opowiadał anegdoty, Daria splatała wstążki z wodnych roślin, a Ryszard tłumaczył opowieści gwiazd.
Tak oto zakończyła się przygoda króla Leopolda, złego nekromanty Mordeka i zwierząt z krainy czarów . Lecz po dziś dzień, jeśli wsłuchasz się w nocny wiatr nad Wielkim Jeziorem, może usłyszysz echa ich przyjaźni i poznasz, że prawdziwy bohater to ten, kto nie boi się przyjąć pomocy.
A teraz, kochanie, zamknij oczka i śnij o krainie magii — tam, gdzie nawet gwiazdy tańczą dla ciebie. Dobranoc!