Dawno, dawno temu, w krainie zwanej Tęczowa Polana, gdzie wiatr pachniał poziomkami i wszystkie liście szeleściły melodyjnie w takt porannego wietrzyka, żyła wesoła, maleńka wróżka Lili.
na rysunku: Pustynia
Jej skrzydełka mieniły się niczym piórka kolibra – fioletowe, błękitne i różowe, a włosy połyskiwały jak srebrzysty jedwab. Lili była ulubienicą wszystkich zwierząt. Kiedy śpiewała, małe ptaszki przysiadały na gałązkach, by jej posłuchać, a motyle gromadziły się, tworząc kolorową falę nad jej głową.
na rysunku: Las
W tej cudownej krainie mieszkały niezwykłe zwierzęta. Była świnka Róża – zawsze czysta i różowiutka, uwielbiająca taplać się w pachnących błotnistych kałużach. Był także kojot Kuba, o przenikliwych, brązowych oczach, który wiedział, jak znaleźć najbezpieczniejszą ścieżkę przez największe ostępy lasu.
na rysunku: Czarownik
Słoń Tadeusz wyróżniał się dostojeństwem – nosił na grzbiecie starego zielonego żółwia Stefana, który patrzył na wszystko z filozoficznym spokojem i mruczał pod nosem mądre przysłowia.
Pewnego poranka, jeszcze zanim rosa opadła z traw, Lili zbierała nektar z kwiatów na leśnej polanie. Nagle usłyszała ciche pochlipywanie.
na rysunku: Żółw
Rozejrzała się czujnie i zobaczyła małą, pulchną świnkę drżącą pod paprocią. – Ach, Różyczko, czemu jesteś taka smutna? – zapytała z troską Lili.
– Zgubiłam mamusię i resztę rodziny! – zawyła świnka.
na rysunku: Kojot
Jej małe oczka zaszły łzami niczym dwa maleńkie jeziorka.
Lili przytuliła Różę czarodziejskim sposobem, głaszcząc ją po grzbiecie, a świnka otarła nosek i poczuła się troszkę lepiej. – Nie martw się, znajdziemy twoją rodzinę! – obiecała wróżka.
na rysunku: Słoń
Razem ruszyły na poszukiwania, rozgarniając wysokie trawy i nawołując, aż echo odpowiedziało im kilkoma “chrum, chrum!” z oddali.
Doleciały do krętej ścieżki prowadzącej daleko w głąb lasu. Tam spotkały Kubę, który właśnie buszował wśród jeżyn.
na rysunku: Świnia
– Co was sprowadza w moje strony? – zapytał kojot, kręcąc sprytnie ogonem. Lili wyjaśniła sprawę świnki, a Kuba aż uśmiechnął się pod wąsem. – Znam skrót przez Modrzewiową Gajkę . Chodźcie, poprowadzę was!
Wędrowali przez pachnące leśne tunele, pod konarami, gdzie promienie słońca tańczyły po miękkim mchu. Pod drodze, na niewielkiej polance pełnej pomarańczowych stokrotek, napotkali osobliwy widok: wielką słonią łapę wystającą zza krzewu. – Toż to Tadeusz! – zawołała Lili . Słoń obrócił się powoli. Na jego grzbiecie rozciągał się zielony żółw Stefan, drzemiący spokojnie, choć jednym okiem już przyglądał się przybyszom.
– Co was tu sprowadza? – zapytał Tadeusz, ziewając przeciągle . – Szukamy rodziny Róży i musimy uważać, bo podobno po krainie chodzi zły czarnoksiężnik Boruta! – pokrótce opowiedział Kuba.
Na dźwięk tego imienia powietrze zagęściło się dziwną ciszą. Wiatr przestał powiewać, nawet ptaki umilkły . Boruta mieszkał w zamku ukrytym na końcu pustyni Piaskowego Milczenia – gdzie nikt nie odważył się zapuszczać, bo i sam piasek był tam zaczarowany, zmieniając kształty i ukrywając drogę każdemu śmiałkowi.
Kiedy przyjaciele snuli swój plan poszukiwań, Boruta, obserwując magicznym okiem w swojej wieży, wyszeptał zaklęcie. Z niewidoczną siłą zesłał na las czar, który sprawił, że kawałek po kawałku Tęczowa Polana zasnuła się gęstą mgłą . Wszędzie wokół pojawił się piasek. Zamiast zieleni, rozpościerała się pustynia rozżarzonego złota. Drzewa zbladły i zniknęły, a wokół zrobiło się nagle nierzeczywiście cicho .
– Co tu się dzieje? – zaszeptała przestraszona Róża.
– To musi być złudzenie Boruty! – powiedział Kuba, rozglądając się czujnie.
Wędrówka przez pustynię była ciężka . Słońce paliło bez litości, a piasek parzył w łapki. Nawet odważny Tadeusz stąpał ostrożnie. Stefan zaś szeptał ciche rady, jak nie dać się omamić fatamorganie . – Tylko razem, sercem i rozumem, pokonamy złą magię – krzepił towarzyszy swoje przysłowie.
Po wielu godzinach marszu, gdy zapadam zmrok, przyjaciele ujrzeli na horyzoncie zarys mrocznego zamku. Wieże Boruty straszyły ostrymi iglicami, okna błyskały niezdrowym blaskiem, a po dziedzińcu pełzały cienie . Przed bramą ziała przepaść, w której syczały magiczne węże z piasku. Nad zamkiem przelatywały czarne kruki, zwiastuny zła.
– Musimy być sprytni – rzekł Kuba i wytropił ukrytą ścieżkę między kolczystymi krzewami . Stefan analizował wszystkie mechanizmy pułapek, a Tadeusz z pomocą Lili wykorzystał swoją siłę, podnosząc ogromny głaz, by zablokować jedną z machin Boruty.
Dotarli w końcu do ciemnej sali tronowej, gdzie Boruta, w długim, czarnym płaszczu, już unosił różdżkę, gotów rzucić zaklęcie na całą krainę. Jego oczy płonęły żółtym ogniem .
– Nie pozwolimy ci na to! – powiedziała odważnie Lili.
Boruta wybuchnął złowrogim śmiechem. Jednak wtedy cała piątka przyjaciół połączyła ręce – Lili użyła swojej magii odwagi i miłości, Stefan mądrości, Kuba sprytu, Tadeusz siły, a Róża czystego, dziecięcego serca . Wspólna moc rozbłysła tak jasno, że cała sala zamigotała tęczowym światłem. Boruta krzyknął, próbując sięgnąć po swoją moc, ale światło przyjaźni zmyło jego czary. Zły czarnoksiężnik zniknął, a zamek rozpadł się jak domek z kart .
Wszystko wokół ożyło. Piasek pustyni zniknął, wróciły lasy i łąki. Róża z trzepotem radosnych uszu odnalazła swoją rodzinę, a cała polana uczciła bohaterów wielkim świętem . Zwierzęta tańczyły pod girlandami kwiatów, Lili sypała na wszystkich brokatowe płatki radości, a Tadeusz grał na liściu, który wydał najdziwniejszy, a zarazem najsłodszy dźwięk.
Od tej pory Lili, Róża, Kuba, Tadeusz i Stefan stali się nierozłączni. Wspólnie przemierzali Tęczową Polanę, pomagając każdemu, kto tego potrzebował, i strzegąc swojej krainy przed ciemnością . A wieczorami, gdy na niebie rozlewało się milion gwiazd, siadali wokół ogniska. Jedni opowiadali o minionych przygodach, inni marzyli szeptem o przyszłości, a Lili czule przykrywała przyjaciół swoim skrzydłem, życząc każdemu najpiękniejszych snów. Tak kończy się ta opowieść o przyjaźni, odwadze i magii – i choć nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień, jedno jest pewne: w Tęczowej Polanie zawsze zwycięży dobro i miłość .