Dawno, dawno temu, gdy świat był jeszcze pełen magii, a w powietrzu unosił się zapach morskiej bryzy, w maleńkiej wiosce przy samym brzegu szerokiego morza mieszkała dziewczynka o imieniu Zosia.
na rysunku: Szop pracz
Zosia miała wielkie, bystre oczy w kolorze nieba nad ranem i włosy jak kłosiste, złociste zboże. Każdy w wiosce znał Zosię, bo była nie tylko mądra i odważna, lecz także miała serce jak ogromny motyl – lekkie, czułe i zawsze gotowe nieść pomoc.
Zosię kochały dzieci – i te malutkie, i całkiem już duże – bo znała setki zabawnych opowieści, umiała rozśmieszyć nawet największego smutasa i zawsze wpadała na najdziwniejsze, ale też najlepsze pomysły.
na rysunku: Koza
Całe dnie spędzała nad morzem, biegając bosymi stopami po piasku, zbierając muszelki i poznając zwierzęta, które stały się jej przyjaciółmi.
Pewnego wietrznego wieczoru, gdy nad horyzontem kłębiły się ciemne chmury, do wioski przyfrunęła wieść o złym Czarowniku mieszkającym na samotnej, porośniętej mgłą wyspie. Mówiono, że Czarownik był dawniej człowiekiem, lecz splotły mu się w duszy ciemne myśli i od tej pory skrył się za wodną kurtyną.
na rysunku: Szczeniak
Wiedział dobrze, jak zmieniać ludzi w zwierzęta i ponoć na jego wyspie mieszkało już mnóstwo zaczarowanych istot – kiedyś dzieci i dorośli, a dziś ptaki, jaszczurki, lisy i ropuchy.
Mieszkańcy wioski bali się wyspy. Odkąd Czarownik zabrał ich przyjaciół, nikt nie ośmielił się zbliżyć do klifów ani wypłynąć na otwarte morze.
na rysunku: Plaża
Starsi często powtarzali: „Strzeżcie się mgieł!” – ale Zosia, zamiast się bać, poczuła, że musi coś zrobić. Przecież przyjaciele są najważniejsi na świecie!
Z samego rana, zanim kogut zapiał po raz trzeci, Zosia wzięła starą pelerynkę, worek orzechów i udała się na plażę, gdzie zawsze czekały na nią jej zwierzęce przyjaciółki. Tam, wśród dźwięku fal, spotkała Kozę – Klementynę, która zaczytywała się w starych mapach i znała każdą tajemniczą ścieżkę w lesie.
na rysunku: Czarownik
Miała okulary na nosie i zawsze znajdywała najkrótszą drogę do nieznanych miejsc.
Zaraz potem na ścieżce pojawił się Jelonek – Franciszek, zwinny jak podmuch wiatru, o porożu lśniącym jak srebro. Franciszek zawsze pierwszy zauważał niebezpieczeństwo i wiedział, jak go uniknąć.
na rysunku: Jeleń
Tuż obok, zza wydmy wynurzył się Szop – Maciuś, specjalista od łamania zamków i otwierania wszelkich drzwi. Miał zwinne paluszki i niebywałą wyobraźnię, a w kieszeniach zawsze schował drucik i kawałek sznurka – na wszelki wypadek.
Na końcu, lekko kuląc się ze wstydu, podreptał Szczeniak – Łatek.
na rysunku: Statek
Czasem coś przeskrobał, ale nikt nie był wierniejszy i bardziej odważny od niego. Kiedy Zosia poprosiła każdego z nich o pomoc, wszyscy przyjaciele zapałali wielkim entuzjazmem. „Razem damy radę!” – zawołała Koza Klementyna, prostując okulary .
Plan był prosty: muszą dostać się na wyspę. Na plaży, przy starym brzegu, leżał opuszczony kuter rybacki, pamiętający lepsze czasy – nazywał się „Morski Świstak”. Trzeszczały mu burty, a żagle zdobiły setki łat, ale kiedy Koza przestudiowała mapę, wszyscy wiedzieli, że „Morski Świstak” dopłynie do celu szybciej niż wiatr . Zosia zarzuciła linę, Szczeniak szczeknął na zgodę, Jelonek popchnął łódź, a Szop otworzył skrytkę ze starą busolą. Wkrótce popłynęli ku zamglonej wyspie.
Morze nie było łaskawe . Wysokie fale tańczyły jak dzikie potwory, a wiatr świstał w masztach. Ale przyjaciele nie tracili ducha. Koza uczyła Zosię, jak czytać mapy i liczyć gwiazdy, Jelonek trenował wszystkich w unikaniu przeszkód i balansowaniu na pokładzie, Szczeniak wpatrywał się odważnie w mrok, gotowy szczekać na burzę lub ratować przyjaciół, a Szop zajął się skrzynią z zapasami – otwierał ją nawet, gdy mysz się w niej zaszyła!
Już na wyspie czekały na nich niespodzianki . W lesie rosły drzewa o krwisto-czerwonych liściach, wśród ciemnych paproci czaiły się stworzenia przemienione przez Czarownika. Najpierw natknęli się na rozgadaną Srokę, która była niegdyś wioskową piekarką Marią. Dalej, w jaskini, spotkali lisa Leona – dawniej rybaka . Każdy z nich opowiedział dziwne historie i zdradził cenną wskazówkę, jak uniknąć kolejnych pułapek.
Na polanie stał dom Czarownika – wysoki, zwieńczony wieżą z dymiącym kominem, ozdobiony gargulcami i dziwacznymi maskami. Do drzwi wiodła ścieżka z kamieni, a przy wejściu stała zagadkowa łamigłówka: „Gdzie słońce nigdy nie wschodzi i liść opada w cień, tam znajdziesz klucz ukryty . Szukaj, póki dzień.” To Koza odczytała zagadkę, Szop przeczesał okolicę i znalazł klucz pod ogromnym liściem paproci, Jelonek dostarczył go z niesamowitą prędkością, a Szczeniak trzymał straż.
Wewnątrz dom był mroczny, pełen regałów z zaklętymi księgami i słoików, w których pływały dziwne eliksiry . Zły Czarownik już na nich czekał. Był wysoki, a jego peleryna falowała w powietrzu jak nocna chmura, usta miał sine, a palce długie i chłodne. Zawołał:
– Przyszliście mnie pokonać? Ha! Zamienię was w ropuchy!
Ale Zosia stanęła przed nim odważnie i zawołała:
– Znam twoje sztuczki, Czarowniku! Przyjaźń i wytrwałość są silniejsze niż każda klątwa!
Czarownik rzucił złośliwe zaklęcie . W wirującym powietrzu pojawiła się chmura fioletowego dymu. Jelonek uskoczył, Koza podsunęła mapę, by odbić promień zaklęcia, Szczeniak schował się za fotelami i zaszczekał z całych sił, a Szop sprytnie przeciął sznureełko trzymające magiczne księgi. Zaklęcie odbiło się od mapy, rozproszyło po całym domu i trafiło w samego Czarownika!
Zły czarownik opadł na fotel, z jego rąk wyciekła cała moc . Szeptem powiedział:
– Nie rozumiałem, czym jest prawdziwa przyjaźń…
I wtedy Zosia, niczym prawdziwa babcia, która wybacza nawet największe psoty, podała mu rękę.
– Możesz zacząć od nowa – szepnęła.
Czarownik, wbrew oczekiwaniom wszystkich, rozpłakał się i – płacząc – odczarował każdą zaczarowaną istotę na wyspie . Ludzie znów stali się sobą, a wdzięczni mieszkańcy porwali Zosię i jej przyjaciół w ramiona.
Do wioski wszyscy wrócili na pokładzie „Morskiego Świstaka”. Było święto, muzyka i tańce pod gwiazdami, a opowieść o odważnej Zosi i jej zwierzęcych przyjaciołach krążyła od chatki do chatki . Każdy, kto słuchał tej historii, uczył się, jak cenna jest przyjaźń, odwaga i współpraca.
Czarownik znalazł nowych przyjaciół i sam zamieszkał w wiosce, pomagając przygotowywać leki z ziół. Mieszkańcy już nigdy się go nie bali, a wyspa stała się miejscem wypraw i wesołych pikników .
Zosia, Koza, Jelonek, Szop i Szczeniak do końca swoich dni byli najlepszymi przyjaciółmi, przeżywając niezliczone przygody i ucząc wszystkich, że najlepsze zaklęcia to serce, odwaga i uśmiech.
A może, kiedyś wieczorem, gdy morze znów zacznie szeptać do snu, usłyszysz na falach opowieść o Zosi…