Dawno, dawno temu, zanim pierwsze promienie słońca musnęły lodowe czapy dalekiej północy, a wilgotna mgła objęła miękkie poszycie pradawnych lasów, żyło sobie pewne elfiątko, o imieniu Elfi.
na rysunku: Kret
Wyglądał jak kropla rosy na liściu – miał zielone, migoczące oczy, włosy w kolorze leśnej paproci i czapeczkę z futerka małego zajączka. Elfi chodził wesoło między świerkami, a wszyscy w okolicy go uwielbiali, bo był pomocny, pogodny i zawsze gotów na niespodziewane przygody. Lecz w głębi serca czuł, że jego los przeplata się z cieniem złowrogiego wampira, który od wieków straszył krainę lodu, lasu i zwierząt.
na rysunku: Las
Wampir był stworzeniem podstępnym, z oczyma czerwonymi jak rubiny i uśmiechem, który zmrażał nawet najodważniejsze serca.
Pewnego ranka, gdy słońce dopiero barwiło śniegi tundry na złoto, Elfi wyruszył ścieżką przez pachnący żywicą las. Wśród pachnącego mchu natknął się na Krecika – maleńkiego, aksamitnego kreta z błyszczącym nosem, który akurat kopał skomplikowane tunele.
na rysunku: Wampir
Krecik znał wszystkie zakamarki ziemi i podziemne tajemnice, na których nie znał się nikt inny. Gdy usłyszał o wyprawie przeciw wampirowi, wyprostował się dumnie na tylne łapki,
– Idę z tobą, Elfi! – zakrzyknął. – Razem zdołamy rozgryźć każdy sekret tej krainy!
Idąc dalej, napotkali Kozę.
na rysunku: Kangur
Była śnieżnobiała, z rogami skręconymi jak poroża pradawnych jeleni. Stała na urwisku, strzegąc wejścia do lasu, jej oczy błyszczały mądrością wielu zim.
– Potrzebujemy twojej siły i odwagi – poprosił ją Elfi.
na rysunku: Dzięcioł
Koza potrząsnęła rogami, aż śnieg wokół podskoczył,
– Przygoda czeka, nie ma czasu do stracenia!
Trójka dzielnych przyjaciół wkrótce dotarła do Krainy Skaczących Kangurów. Nigdy wcześniej nie widzieli tak dziwnych, wesołych istot – kangury skakały przez rozłogi tundry, ich ogony bujały się niczym ciężka sprężyna, a roześmiane oczy patrzyły z ciekawością.
Jednego z nich, Kangurka, Elfi zapytał nieśmiało:
– Czy poprowadzisz nas przez zdradliwe bagna i wysokie lodowe zaspy?
Kangurek zrobił wielki sus i wpadł w objęcia Elfi’ego.
na rysunku: Koza
– Dam radę pokonać każdą przeszkodę! – zawołał z zapałem.
Cała drużyna wędrowała przez tundrę, aż na horyzoncie pojawiły się czarne konary – to była Kraina Dzięciołów. Wysoko na drzewie siedział Dzięciołek, najszybszy i najsilniejszy z ptaków tej krainy.
na rysunku: Tundra
Z jego dzioba sypały się trociny, gdy drążył korę w poszukiwaniu nieoczekiwanych przysmaków.
Elfi wspiął się na pień,
– Pomóż nam, Dzięciołku! Bez ciebie nie przejdziemy przez zamkowe bramy wampira.
Dzięciołek odfrunął, zataczając koło na niebie,
– Jesteśmy drużyną – razem nic nas nie zatrzyma!
Po wielodniowej podróży cała piątka stanęła pod groźnym zamkiem . Zamek wampira był zbudowany z lodowych kryształów i czarnych kamieni, a po jego ścianach ślizgały się cienie. Ryk wiatru niósł echa dawnych strachów. Drużyna nie zważała na trzęsące się kolana – wiedzieli, że są sobie potrzebni .
Krecik cichutko podkopał się pod fosą, odkrywając sekretny tunel do środka zamku. Koza zagnała się i rozbiła cienki, lodowy mur swoim potężnym rogiem, a Kangurek, przeskakując pułapki – kolce, lodowe doły i zaspy – torował drogę dla przyjaciół. Dzięciołek nadlatywał z góry i szybko wydziobywał otwory w zamkniętych drzwiach, przez które mogli się przesmyknąć niezauważeni .
W końcu stanęli w głównej komnacie, gdzie czaił się wampir. Jego cień był długi niczym noc polarna. Elfi musiał być odważny jak nigdy dotąd . Wampir syknął, pokazując ostre zęby:
– Nie macie ze mną szans!
Elfi westchnął głęboko. Użył podstępu – zaczął zadawać wampirowi pytania o świat, o lasy, o przyjaźń. Wampir z każdą kolejną odpowiedzią plątał się bardziej, jego moc słabła, bo nigdy nie miał przyjaciół i nie znał siły współpracy .
W tym czasie Krecik wykopał niewidoczny tunel pod podłogą, Koza wyważyła kamienną kolumnę, Kangurko poprowadził wszystkich przez sekretny korytarz, a Dzięciołek podłożył pod wampira magiczny kawałek drewna, którego on bardzo się obawiał. Elfi recytował czary:
– Siła przyjaźni – odpędź ciemność, niech już nigdy nie wróci złość!
Wampirowi opadły ramiona, a potem zamienił się w mgłę, która rozpłynęła się w promieniach powracającego światła. Zamek rozbłysł srebrzystą poświatą, a na niebie zatańczyła zorza polarna .
Królestwo na nowo napełniło się radością, zwierzęta i elfy urządziły wielkie święto. Od tego dnia każdej nocy dzieci zasypiały, słuchając opowieści o przyjaźni, odwadze i mądrości Elfi’ego i jego przyjaciół. Historia ta przypominała wszystkim, że nawet największe zło można pokonać razem i że każdy z nas jest ważną częścią drużyny, nawet jeśli jest mały jak Krecik lub szybki jak Dzięciołek .
To bajka, którą opowiada się pod ciepłym kocem, gdy śnieg pada na świat, a ciemność nie jest już straszna – bo gdzie są przyjaciele, tam zawsze jest światło.