Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma lasami, istniało królestwo, które wszyscy nazywali Krainą Cudów.
na rysunku: Jezioro
Było to miejsce pełne szeptów magii, gdzie wiatry niosły ze sobą zapachy niezwykłych ziół, a błękitne motyle z chmur tkały tęczowe pawie ogony na porannej rosie. Nad tą ziemią panował król Leopold – władca o srebrnej brodzie i oczach głębokich jak spokojna głębia najczystszego jeziora. Dobry, sprawiedliwy i mężny, a jego serce zawsze biło mocniej na widok szczęścia swoich poddanych.
na rysunku: Oaza
Królestwo Leopolda sięgało od majestatycznych gór na północnym brzegu Wielkiego Jeziora aż po rozświetloną ciepłem Oazę Nadziei na południu. W tych krainach żyły nie tylko ludzie, lecz także istoty magiczne oraz setki przemawiających zwierząt. Każdy czuł się tu bezpiecznie, gdyż Leopold bronił swojej ziemi przed wszelkim złem – czy to cieniem w nocy, czy wichurą grożącą zbiorom.
na rysunku: Delfin
Ale pewnego dnia nadejść miała burza, większa od wszystkich dotychczasowych...
na rysunku: Koza
Hen, na skraju mglistych borów, w zamczysku z czarnego bazaltu, zamieszkał niegdyś zły nekromanta imieniem Mordek. Jego dusza była zimna jak lód, a palce wysuszone i długie jak martwe konary drzew. Mordek, zazdrosny o szczęście mieszkańców Krainy Cudów, knuł mroczny plan.
na rysunku: Wół
Chciał obudzić zmarłych, zebrać armię nieumarłych sług i pożreć światłość królestwa jak pajęczyna pochłania promienie księżyca.
Gdy wieść o zamiarach nekromanty dotarła do uszu króla Leopolda, nie czekał ani chwili. Wiedział, że nie podoła tej misji sam – moc nekromanty była straszliwa, a zagrożenie dotyczyło całego królestwa.
na rysunku: Nekromanta
Postanowił więc zebrać drużynę najdzielniejszych, najbardziej niezwykłych istot, zdolnych oprzeć się magii. Wywiesił złoty list do wszystkich mieszkańców: „Kto gotów ruszyć ze mną przeciwko złu, niech przybędzie do Oazy Nadziei.”
Pierwszą odpowiedziała drobna, zwinna koza – Kasia.
na rysunku: Tropikalna rybka
Miała oną nie tylko serce pełne odwagi, ale i futro, które błyszczało jak perły pod słońcem. Kasia słynęła z nieziemskich akrobacji: potrafiła przeskakiwać przez jeziora, balansować na gałęziach i wspinać się po stromych murach, gdzie inni lękali się zerknąć. Stała się zatem królewską zwiadowczynią, zdolną przemknąć niezauważona między wrogimi szeregami .
Wędrując przez pachnące łąki, Leopold z Kasią dotarli do rozkołysanego wiatrem wielkiego dębu nad brzegiem Jeziora. Tam spotkali wielkiego, spokojnego wołu o imieniu Wojtek, którego siła była przysłowiowa w całym kraju. Wojtkowe rogi skrzyły się jak grom stalowy, a jego oddech był ciepły niczym letni południowy wiatr . Szybko dołączył do drużyny – umiał zagradzać drogę przeciwnikowi, przesuwać ogromne głazy i budzić szacunek nawet w najdzikszych stworzeniach.
Gdy noc już zapadała, a cienie tańczyły na tafli wody, dotarli do Błękitnego Jeziora, gdzie pomiędzy liliami i srebrzystą trzciną bawiły się delfiny, ryby i czarodziejskie istoty. Na ich spotkanie wypłynęła Daria – delfinica o łuskach barwy księżycowego światła . Była szybka jak błysk pioruna, a w jej śmiechu kryła się moc, mogąca rozproszyć nawet burzowe chmury. U jej boku pływał Ryszard – malutka rybka z płetwami jak ogniste wachlarze. Ryszard władał nie tylko słowem swoim, lecz znał mowę setek zwierząt, od skrzata po nietoperza, potrafił przekonywać nawet najoporniejszych do współpracy .
Razem ruszyli ku czarnemu zamczysku Mordeka.
Droga była długa i pełna prób. W leśnej kniei musieli przejść przez Labirynt Widm, gdzie złudne duchy próbowały ich przestraszyć przejmując postać dawnych smutków . Kasia dzięki swojej zwinności omijała pułapki, Wojtek torował ścieżkę, a Daria rozświetlała ciemności wieczornym śpiewem. Gdy spotkali siwą sowę, co pilnowała Tajemnego Mostu, Ryszard przemówił jej do serca, przekonując, że walczą o sprawę szlachetną, i sowa pozwoliła im przejść dalej.
Wreszcie przed drużyną wyrosły mury zamku z czarnego kamienia, a z wież zaczęły spływać lodowate echa zaklęć . Na obskurnym dziedzińcu zbierała się już armia nieumarłych: szkielety mówiły językiem drzew, a ich cienie snuły się po murawie jak gęsty dym. Król Leopold wiedział, że czasu ma mało.
Drużyna wpadła w wir bitwy! Kasia z wdziękiem unikała szponiastych łap, przeskakiwała przez rzędy kościotrupów, skacząc i wirując w mistrzowskich akrobacjach . Wojtek pędził przez dziedziniec, zrzucając gruz i kamienie na armię nieumarłych, rozbijając szeregi niczym pług świeżą ziemię. Daria, błyskając srebrnymi łuskami, sygnalizowała sojusznikom i myliła przeciwników, wciągając ich w pułapki przygotowane przez Ryszarda. Ryszard natomiast przemawiał do nietoperzy, myszy i kruków – przekonał je, że światło i pokój leżą w ich wspólnym interesie, więc otworzyły dla ich drużyny bramy zamku .
W środku zamku nastało lodowate milczenie. Na tronie z czarnych kości siedział Mordek, z oczyma czerwonymi jak rubiny. — Leopoldzie — syknął — myślisz, że możesz mnie pokonać? — Ale król nie cofnął się ani o krok . Wyciągnął swój miecz jaśniejący blaskiem nadziei i ruszył do walki. Była to bitwa nie tylko siły, ale i sprytu: nekromanta przywoływał duchy, rozsyłał cienie, a jego zaklęcia krążyły po ścianach niczym węże. Lecz drużyna stanęła razem, nie pozwalając się podzielić . Kasia rozproszyła cienie akrobacjami, Wojtek zablokował wejście, Daria zaśpiewała pieśń życia, która odebrała czarom nekromanty moc, a Ryszard wykorzystał swoją magię słowa, by odwieść zmarłych od posłuszeństwa Mordekowi.
W jednej magicznej chwili, gdy dźwięki pieśni i światło miecza połączyły się w snop nadziei, Leopold wykonał ostateczny cios. Mordek runął na ziemię, a jego moc prysła jak bańka mydlana . Armia nieumarłych rozsypała się, przemieniając w wirujące listki, które wiatr rozwiał za horyzont. W zamku zaległa cisza, a zaraz po niej błysnęło światło i wszystko wokół zaczęło kwitnąć na nowo.
Leopold i jego dzielni przyjaciele wrócili do królestwa wśród łez radości, śmiechu i tysiąca pieśni . Na ich cześć wybudowano wysoką wieżę, ozdobioną rzeźbami wszystkich ich niezwykłych przygód. Kasia uczyła młode kozy skakania po drzewach, Wojtek pociągał królewskie karoce, Daria stała się opiekunką jeziora, a Ryszard doradcą wszystkich, którzy nie wiedzieli, jak godzić zwierzęta i ludzi.
Od tej pory krainę wypełnił spokój, a przygody króla i jego zwierząt stały się legendą, która szeptana była pod strzechami przez wiele pokoleń . I jeśli kiedykolwiek zawita noc mroku czy cień podejrzenia – w Krainie Cudów na pewno znajdą się odważni przyjaciele, gotowi stawić mu czoło.
A teraz, skarbie, zamykaj już oczka. Gdy gwiazdy wyjdą na niebo i szeleszczą liście za oknem, może przyśni ci się niezwykła przygoda w krainie magii i cudów . Dobranoc!