Dawno, dawno temu, kiedy gwiazdy wydawały się sięgać ziemi, a powietrze migotało od magicznych iskier, istniała niezwykła kraina, skąpana w blasku tęczowych jezior, pachnących ogrodów i tajemniczych lasów, zamieszkana przez stworzenia, których nie widział nikt poza odważnymi wędrowcami.
na rysunku: Nekromanta
W sercu tej krainy stał zamek z białego marmuru i szmaragdowych dachów, gdzie rządził król Leopold – władca bystry, mężny i o sercu wielkim niczym Wielkie Jezioro Północy, które rozlewało się niczym błękitny ocean aż po daleki horyzont.
Król Leopold był uwielbiany przez swój lud nie tylko jako sprawiedliwy władca, lecz także jako opiekun i przyjaciel wszystkich mieszkańców – zarówno ludzi, jak i zwierząt. Uwielbiał długie spacery po lesie, rozmowy z mądrymi sówkami, a niekiedy pozwalał sobie podjadać maliny razem z rozbrykanymi króliczkami ze wzgórza.
na rysunku: Delfin
Jego królestwo rozciągało się od sennych pól po Oazę Nadziei na południu – oazę, z której ponoć tryskała woda o niezwykłych właściwościach: jedno kroplą mogła uleczyć serce, a dzban przywrócić uśmiech największemu smutasowi.
Jednak nawet najpiękniejsze królestwo czasem kładł się cień. W mrocznym zamczysku, ukrytym głęboko pośród mglistych gór, osiadł zły nekromanta – Mordek, zwany przez starych bajarzy Mrocznym Tkaczem Cieni.
na rysunku: Tropikalna rybka
Czyhał on na szczęście całej krainy i knuł potężne zaklęcia, chcąc wznieść armię nieumarłych – straszliwych wojowników zrodzonych z zimnych kości i wykradzionych dusz. Plotki o biegnących nocą cieniach i tajemniczych błyskach nad zamkiem Mordeka rozchodziły się coraz szerzej.
Gdy pewnej burzowej nocy poddani przybyli do pałacu z prośbą o ratunek, król Leopold nie wahał się ani chwili.
na rysunku: Wół
Naostrzył swój miecz ze srebrną rękojeścią i założył królewską zbroję lśniącą niczym skrzyłaty smok z legend. Wiedział jednak, że żadna zbroja i żaden miecz nie wystarczą przeciwko czarnej magii Mordeka – potrzebował sprytu, odwagi i..
na rysunku: Koza
. magii zaklętej w przyjaźni.
Rankiem, gdy pierwsze złote promienie wpadały przez okna wieży, Leopold ruszył w daleką wędrówkę.
na rysunku: Jezioro
Sunąc przez soczyście zielone łąki i rzeźbione przez wiatr jary, zajechał na południe – do Oazy Nadziei. Tu, między drżącymi trawami, spotkał pierwszego towarzysza: Kasię – kozę o oczach tak żywych jak poranne światło i sierści lśniącej perłowo pod rosy kroplami. Kasia potrafiła dokonywać cudów: skakać przez płoty wyższe od niej trzy razy, przewracać się w powietrzu, a także.
na rysunku: Oaza
.. łamać najsilniejsze zamki swym czułbym pyskiem!
- Kasiu, czy pomożesz mi ocalić nasze królestwo? – zapytał król, kłaniając się nisko . Koza podeszła, spojrzała czule i odpowiedziała:
- Dla ciebie i dla naszej ziemi – pójdę choćby na kraniec świata!
Ruszając na północ, zatrzymali się nad Wielkim Jeziorem – lustrem, w którym tanczyły chmury i rozszumiały modre fale. Tutaj spotkali Wojtka – dorodnego wołu o rogach tęczowych, jakby ktoś przyozdobił je piórami rajskich ptaków. Wojtek nie tylko ciągnął największe wozy kupców, lecz także – jeśli trzeba było – rozganiał chmury swym donośnym muczeniem i dźwigał na grzbiecie całe stogi siana .
– Wojtku, czy dołączysz do nas w walce ze złem? – spytał król. Wół, wsłuchawszy się uważnie w opowieść, przyklęknął z ciężkim westchnieniem.
– Za naszą krainę i twojego ducha, królu, mogę znieść najcięższy trud .
Ruszając dalej, wędrowali przez porastające hiacyntami brzegi aż do krystalicznego Błękitnego Jeziora. Taflę przecinały ślady mknących stóp i pluski ogonów. Tam para nowych przyjaciół – delfin Daria, szybka jak błyskawica pod wodą, i migotliwa rybka Ryszard, w paski niczym szklaneczki tęczy – czekali na brzegu . Daria znała każde zakamarki podwodnych jaskiń, a Ryszard znał wszystkie języki, nie tylko zwierząt, lecz nawet szumiących liści i wypłukiwanych przez strumyki kamyczków!
– Potrzebuję waszej pomocy, by dostać się na zamek Mordeka i pokonać jego zaklęcia – poprosił król Leopold. Daria machnęła ogonem, ochlapując wszystkich rzęsistą falą.
– Spróbujmy! – zawołała . Ryszard zaś radośnie zamachał płetwami.
Drużyna, gotowa do największej przygody, ruszyła przez zaklęte lasy, gdzie drzewa szeptały legendy, a świetliki oświetlały im drogę wśród mroku. Kasia skakała po skałach, rozglądając się za podstępnymi pułapkami Mordeka . Wojtek czasem niósł wszystkich na swym grzbiecie, gdy przed nimi rozciągały się bagniste mokradła. Daria i Ryszard warowali nad strumieniami, pomagając przekraczać rwące rzeczki i ostrzegając przed niebezpieczeństwami.
Kiedy po wielu dniach i nieprzespanych nocach dotarli pod czarne mury zamku, ich oczom ukazały się straszliwe legiony – kościotrupy, cienie bez oczu, przerażające sylwetki podgryzanych przez mgłę wojowników . Wtedy to Kasia ruszyła do akcji – tańczyła pomiędzy nieumarłymi, przeskakiwała przez ich puste pancerze, wytrącała broń sprytnymi ruchami. Wojtek rozbijał ciężkie kamienie, które, tocząc się ze wzgórza, taranowały szeregi nieprzyjaciół.
Daria dostała się do zamku przez lśniące na wysokościach okno, a Ryszard, wspiąwszy się na wieżę, zagadał nietoperze tak śpiewnie, że te uwierzyły, iż królestwo bez Mordeka będzie lepsze dla wszystkich . Nietoperze, zaskoczone, otworzyły masywną bramę, by pomóc drużynie dostać się do serca zamku.
W największej sali zamku, wśród pajęczym runem pokrytych żyrandoli i dymiących kadzielnic polnymi zielem, stanął Mordek. Jego płaszcz szeleścił jak zeschłe liście, a oczy płonęły fioletem . Bitwa wybuchła z hukiem: król Leopold walczył odważnie, odbijając magiczne kule i unikiem unikając strumieni czarnej magii. Wojtek przyjął na rogi niejedną klątwę; Kasia kpiąco podcinała stopy nieumarłym; Daria popłynęła wokół ołtarza, płatając figle i rozbijając fiolki z trucizną nekromanty; a Ryszard zdołał, śpiewając, oczarować armii Mordeka, która – pierwszy raz od wieków – zatańczyła wesołego walczyka!
Gdy nekromanta opadł z sił, król Leopold podszedł do niego i powiedział: „Twoja moc dobiega końca, a światło przyjaźni jest silniejsze niż mrok!”. Jednym, pewnym ruchem zniszczył kamień życia, którym Mordek sterował nieumarłymi . Klątwa została złamana, a cienie rozpłynęły się w porannym świcie.
W czasie powrotu cały lud wiwatował. Król Leopold oraz jego przyjaciele – Kasia, Wojtek, Daria, Ryszard, a nawet stadko nietoperzy – zostali przyjęci z otwartymi ramionami . Świętowano, tańczono na łąkach, a na pamiątkę tej przygody z każdym rokiem wypuszczano małe lampiony, by pamięć o tej niezwykłej drużynie trwała wiecznie.
Od tej pory królował w krainie pokój, a dobroć i odwaga Leopolda oraz jego zwierzęcych przyjaciół pozostawały żywą legendą, przekazywaną z ust do ust, gdy babcia, siedząc wieczorami przy trzaskającym kominku, opowiadała wnuczkom historie o odwadze, magii i sile przyjaźni.
A ty, mój maluszku, zamknij teraz oczka i wyśnij własną opowieść o krainie cudów, gdzie każdy, nawet najmniejszy bohater, może zmienić świat na lepsze . Dobranoc!